wtorek, 25 grudnia 2012

Stokrotne dzięki.



Stokrotne dzięki za ten piękny rok wszystkim tym, którzy mnie tu odwiedzają. I wszystkim tym, którzy inspiracjami i wiedzą dzielą się ze mną. Oby nadchodzący rok był jeszcze bardziej owocny, pyszniejszy i zdrowszy. Szczęśliwego!

PS. Świeże stokrotki zerwane prosto z zielonego trawnika.



piątek, 21 grudnia 2012

Pierniczki inaczej - bezglutenowo i wegańsko



Jaka szkoda, że nie wszystkie moje (bezglutenowe) eksperymenty wychodzą tak wyśmienicie. Właśnie cała blaszka kasztanowo-gryczanych ciasteczek wylądowała w koszu...
 Z tych pierniczków jestem jednak bardzo zadowolona, więc polecam je zarówno bezglutenowcom czy też innym alergikom, jak i weganom. Ja się co prawda do żadnej z grup nie zaliczam, a pierniczki zajadam bez wyrzutów sumienia (nie zawierają również cukru).
 Zachciało mi się pierników z karobem, i przy okazji chciałam wypróbować nasiona szałwii hiszpańskiej jako zamiennika jajek. A jak już bez jajek, to dlaczego nie bez masła i miodu? Została mi też resztka mixu bezglutenowego, której użyłam w ostatnim chlebie bezglutenowym.
Jeżeli nie używacie gotowych miksów bezglutenowych, polecam przepis Iwony ze Smakoterapii na "najpysniejse" pierniczki dla alergików :)

Trochę inne pierniczki

400g mixu bezglutenowego (mój mial w składzie ryż, tapiokę, skrobię ziemniaczaną, grykę, karob i gumę Xantham)
1 łyżka karobu
1 czubata łyżka przyprawy do piernika (takiej jak ta, plus lawenda)
2 łyżki nasion chia
6 łyżek zimnej wody
60 ml oleju (u mnie rzepakowy nierafinowany)
ok. 300g musu z daktyli (lub więcej)
1 czubata łyżka stewii
1 łyżeczka sody oczyszczonej

Nasiona chia wymieszać z wodą i odstawić na 20 min.
Piekarnik nagrzać do 170 stopni.
Miękkie daktyle zblendować z odrobiną wody.
Wszystkie składniki wymieszać i wyrobić (użyłam malaksera).
Powinno być bardzo plastyczne, jeżeli jest za rzadkie lub się klei, dodać łyżkę mąki (w miarę potrzeby więcej). Przełożyć na blat lekko wysypany mąką, rozwałkować na grubość ok. 3-4 mm. Powycinać w różne kształty, przełożyć na blachę i piec do 10 minut. Po wyciagnięciu z piekarnika i ostygnięciu, przełozyć do puszki lub słoika, szczelnie zakręcić.

Uwagi:

Można dodać plasterek świeżej pomarańczy, wtedy pierniczki szybciej zmiękną. Po dodaniu pomarańczy moje zmiękły po dwóch dniach, wcześniej były twarde jak kamienie (wcześniej spędziły dwa dni w słoiku bez pomarańczy).

Pierwszą blaszkę pierników upiekłam bez stewii, i choć ciasto wydawało się dosyć słodkie, po upieczeniu słodycz zniknęła. Do reszty ciasta dodałam płaską łyżkę stewii i reszta ciastek była wystarczająco słodka. Dlatego też w przepisie napisałam jedna czubata łyżka, powinno wystarczyć na tę ilość ciasta. Zamiast stewii można użyć większej ilości daktyli, wtedy należy kontrolować konsystencję ciasta, zapewne będzie trzeba dodać trochę więcej mąki. Ciasto było naprawdę miłe we współpracy, bardzo elastyczne, dobrze się wałkowało, wycinało i przenosiło na blaszkę.

Zamiast nasion chia można użyć siemienia lnianego, które należy zalać gorącą wodą.



I jeszcze świąteczne wpisy z zeszłego roku:
Piernik staroduński
Piernik staroduński II
Pepperkakor






środa, 19 grudnia 2012

Danie inspirowane pozytywną energią Sary Britton.


Czytanie, czy też jak w tym przypadku oglądanie Sary Britton, wyzwala we mnie moce twórcze. Czasem odtwarzam jej pyszne przepisy, czasem tworzę coś po swojemu inspirując się jej blogiem, a innym razem po prostu opróżniam lodówkę z tego, co stoi w niej za długo i staram się wyczarować coś zjadliwego. Tak było tym razem, kilka brukselek czekało na zużycie od niepamiętnych czasów, podobnie było z napoczętym granatem. Z niedzielnego obiadu zostało trochę czerwonej kapusty. Orzechy namoczyłam wieczór wcześniej, a już po zrobieniu zdjęcia i chwilę przed konsumpcją posypałam wszystko dwoma szczyptami nasion chia. W zasadzie nic specjalnego, ale zadowala i cieszy. Proporcje na oko, dla jednej osoby.
 A dla szerzenia inspiracji i mocy twórczych, dwa filmiki z Sarą Britton, jeden z jej przemową na konferencji TEDxAmsterdamWomen 2012, a drugi z prezentacją kulinarną z tego samego wydarzenia. Już się szykuję na selera pieczonego w soli!

Czerwona kapusta z brukselką

kilka brukselek
2-3 orzechy włoskie
1-2 garście nasion granatu
1 łyżeczka tahini
sok z połowy pomarańczy
łyżeczka miodu/syropu klonowego
ok.50 ml wody
kilka łyżek gotowanej czerwonej kapusty (ja swoja gotuję z jabłkiem, czerwoną cebulą, octem jabłkowym i anyżem)
nasiona chia (ewentualnie)

Orzechy włoskie namoczyć na noc, przed Brukselkę obrać z liści wierzchnich (o ile jest taka potrzeba). Wodę z miodem zagotować w patelni, odczekać, aż płyn zacznie gęstnieć. Dodać przekrojone w połowy brukselki, karmelizować do czasu aż płyn się wchłonie/wyparuje. Kapustę podgrzać i przełożyć do miseczki, na wierzch ułożyć brukselkę. Polać sokiem z pomarańczy. Garść pestek granatu zblendować z tahiną, dodać do brukselki z kapustą. Posypać resztą pestek granatu i orzechami, ewentualnie nasionami chia.





poniedziałek, 17 grudnia 2012

Dlaczego odradzam oglądanie "Hobbita" w 3D



W sobotę wybraliśmy się na Hobbita. Dobrze pamiętam, że książkę z fruwającymi kartkami z domowej biblioteczki czytałam z wypiekami na twarzy. Jednak z kina wyszłam zawiedziona, z wielkim niedosytem. Nie tylko ja zresztą.
 Nie jestem pewna, czego się po filmie spodziewałam, książki szczegółowo już nie pamiętam. Naturalnym wydaje się więc porównywanie do ekranizacji Władcy Pierścieni. I o ile Hobbit, czyli tam i z powrotem w książkowej wersji podobał mi się bardziej niż trylogia Władcy, to muszę przyznać, że z filmem jest dokładnie odwrotnie...

 Zastanawiam się, co powinnam wymienić jako pierwsze, to że film jest po prostu nudnawy i kręcenie trzech części z jednej, niewielkiej książeczki to po prostu zły pomysł? Na pewno trzy kiepskie filmy zarobią więcej niż jeden dobry. Czy też fakt, że w tym przypadku grafika 3D jest po prostu przereklamowana? 48 klatek na sekundę to jednak za dużo na moje oczy. I o ile niektóre filmy ogląda się doskonale w trójwymiarze (Pina w 3D to niesamowite przeżycie, a D. twierdzi, że Avatar też był o niebo lepszy), to powtórkę takiego Hobbita najchętniej obejrzałabym po staroświecku, na płasko. Nie wszyscy mają świra na punkcie technologii... Jakoś tak wyszło, że oglądając ten film wcale nie ma się uczucia, że ogląda się film. Ani to gra komputerowa, ani teatr, takie coś nijakie, i tyle. Dla porównania obejrzeliśmy wczoraj Bractwo Pierścienia, i to naprawdę było przyjemne dla oczu, sposób kręcenia nadaje zupełnie inny klimat tej opowieści.

 Ogólnie film chyba warto obejrzeć, choć ja naprawdę mam mieszane uczucia i wcale nie jestem tego taka pewna, bo jeszcze kilka innych rzeczy nie za bardzo mi się podobało. Ale za pierwszym razem radziłabym chyba jednak dwuwymiarowo, no chyba, że ma się świra na punkcie technologii :) A najlepiej i tak przeczytać książkę!






zdjęcia:
http://www.fanpop.com/clubs/the-hobbit-an-unexpected-journey/images/31470196/title/hobbit-photo
http://cms.antykwariat.waw.pl//mfc/a/8/f/0/daf718da394386e7c38c2c17724bd065f935.jpg

piątek, 14 grudnia 2012

Småkager - duńskie kruche ciasteczka

Za oknem wieje i mrozi, a ja się wygodnie rozsiadłam na dzisiaj dostarczonej kanapie. W końcu jest na czym usiąść! Coraz bardziej podoba mi się ten nowy dom. Okazało się, że całkiem przyjemne światło dzienne tu wpada, nawet z mojego problematycznego aparatu udało mi się dzisiaj coś przyjemnego wycisnąć. Może tym razem zima nie będzie taka straszna. Obym tylko częściej wracała do domu przed zmrokiem...


Duńczycy ponoć słyną ze swoich kruchych ciasteczek (småkager) na całym świecie. Piszę 'ponoć', bo mnie jakoś to umknęło, ale takie są fakty. Ciastka jak ciastka, nic w nich specjalnego, też takie kręciłyśmy z Mamą w maszynce do mielenia mięsa, i nikt nie twierdził, że są duńskie. Ale, że ostatnio coraz bliżej poznaję duńskie tradycje i gusty kulinarne, to wzięło i mnie na wypiekanie julesmåkager, ciasteczek świątecznych. Jeszcze dokładnie nie wiem, co różni normalne ciasteczka od tych świątecznych (poza tymi oczywistymi typu pierniki i podobne), ale może kiedyś to głębiej przestudiuję.
Nasze książki stoją w kącie w pudłach czekając na regał, i na razie ich nie śmiem ruszać. Gdyby tak nie było, sięgnęłabym pewnie po przepis Camilli Plum. Tym razem posiłkuję się trochę przypadkowym, ale za to interesującym przepisem z magazynu wnętrzarsko-lajfstajlowego, jak to się teraz mówi.
W piśmie podany został przepis na ciasto podstawowe, na którym bazowanych jest sześć różnych wariacji ciasteczek. Mnie najbardziej zaciekawiły trzy z podanych propozycji, i te właśnie upiekłam. To było już drugie do nich podejście, pierwsze wyszły bardzo smaczne, ale mało reprezentacyjne. Mam niewielkie doświadczenie w wałkowaniu tego typu ciasta, ale tym razem całkiem nieźle nam się współpracowało.



Småkager

ciasto podstawowe:

120g mąki pszennej
35g mąki ziemniaczanej (użyłam skrobi kukurydzianej)
100g masła
60g drobnego cukru
1 małe żółtko

Mąkę, skrobię i cukier wymieszać, dodać masło pokrojone w kawałki, zagnieść i dodać żółtko (posłużyłam się malakserem). 

Tak przygotowane ciasto można doprawić na kilka sposobów, można też przygotować jego podwójną lub potrójną ilość i zrobić kilka rodzajów ciasteczek.


Waniliowe gwiazdki z migdałami

1 porcja ciasta podstawowego
ziarenka z jednej laski wanilii
40g obranych migdałów

Migdały drobno posiekaj i wraz z ziarenkami wanilii wmieszaj w ciasto. Wstaw do lodówki na 30 min. Następnie rozwałkuj na ok. 3mm, powycinaj w gwiazdki i piecz 12-15 minut w piekarniku nagrzanym do 175 stopni C.


Cytrynowo-makowe serca

1 porcja ciasta podstawowego
skórka starta z 2 ekologicznych cytryn
2 łyżki maku
(następnym razem dodałabym jeszcze łyżkę soku z cytryny)

Procedura taka sama jak powyżej.


Czekoladowe roladki

1 porcja ciasta podstawowego
1 łyżka ciemnego kakao

Ciasto podziel na dwie części, do  jednej z nich wmieszaj kakao. Obie części rozwałkuj na grubość 3mm, następnie białe ciasto przykryj czekoladowym i delikatnie zwiń w wałek. Pokrój w kawałki o szerokości ok. 1 cm. Piecz 10-12 minut w 175 stopniach C.

Po upieczeniu ciasteczką są dosyć miękkie, mogą się wydawać niedopieczone, jednak należy je wyciągnąć z piekarnika by za bardzo ich nie przypiec.
Zauważyłam również, że po wyciagnięciu ciasta z lodówki należy je jeszcze trochę wyrobić, gdy trochę zmięknie dużo łatwiej się wałkuje.


czwartek, 13 grudnia 2012

Sankta Lucia



Dzisiaj (13 XII) w Danii (i przede wszystkim w Szwecji) obchodzony jest dzień św. Łucji - Luciadag. Dziewczęta w białych sukienkach i ze świeczkami chodzą w pochodzie i śpiewają piosenki o Sankta Lucia (czyt. lucija). Do Danii święto przybyło ze Szwecji w 1944, a jego obchody miały być symbolem "przyniesienia światła w czas ciemności", którym była okupacja nazistowska.
W Szwecji wypieka się na ten dzień specjalne bułeczki z dodatkiem szafranu, jednak Duńczycy tradycji tej nie przejęli. Próbowałam wyszukać, czy mają jakąś własną kulinarną tradycję związaną z tym dniem, ale nic nie znalazłam. Upiekłam za to duńskie ciasteczka świąteczne, na które przepis podam jutro (dzisiaj już mi się oczy zamykają).




Dzisiaj zostawię Was z piękną pieśnią wykonaną przez dziewczęta z chóru z kopenhaskiej szkoły muzycznej, które w zeszłym tygodniu były zaproszone do mojej szkoły i właśnie tak pięknie nam śpiewały. Do obejrzenia dwa filmiki, bo pierwszy lepiej oddaje klimat takiego pochodu, a na drugim widać dziewczęta i ich stroje :)




niedziela, 9 grudnia 2012

Plany zmiany i duńskie inspiracje muzyczne

Nowy widok z okna...

Zawiało i nas, na biało. W ostatni, piękny i słoneczny dzień jesieni zwinęliśmy manatki i wróciliśmy na północ. Następnego ranka za oknem było biało i zimno. Ucieszyliśmy się, że to nie my będziemy musieli rozpalać w kominku. Nie planowaliśmy się już w tym roku przenosić, ale w sumie to był dziwny rok, pełen planów B, C i D, także nawet nas to za bardzo nie zdziwiło. Oczywiście zżyłam się z ogrodem i całkiem nieźle wyposażoną kuchnią, ale nie ma to jak zaczynać od początku. Zabudowany balkon już niedługo zamieni się w ogród, a kuchnię powoli sama wyposażę.

Zbożowa z wanilią i mlekiem. Na pudłach.

 Już prawie wszystko rozpakowane, choć meblowanie się jeszcze trochę zajmie. Póki co, wsłuchuję się w nowe odgłosy, chcę nauczyć się jak brzmi nowy dom. Znaleźć swój ulubiony odgłos. W poprzednim domu najbardziej lubiłam słuchać muzyki dochodzącej zza płota sąsiadów, muzyków. Te same fragmenty powtarzane co chwilę od nowa, nieidealne wokale. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że sąsiedzi są całkiem znanymi duńskimi muzykami. I do tego całkiem dobrymi ;) Także podzielę się tym, co dobre, a co. Catbird.




Ale głosem, który mną totalnie zawładnął jest głos Annisette, mamy owej sąsiadki.





Annisette wraz z mężem, Thomasem Koppel tworzyli zespół The Savage Rose. Thomas zmarł w 2006, jednak Annisette ciągle nagrywa i koncertuje, a ma już 64 lata. I jest naprawdę niesamowita, nie tylko jej głos, który naprawdę mnie zachwycił. Jest w niej coś urzekającego, otacza ją bardzo pozytywna aura. I tak po prostu dobrze jej patrzy z oczu. Zdecydowanie intrygująca postać.




I jeszcze kilka obrazków.








Zdjęcia pochodzą z:
http://www.aok.dk/musik/tag-paa-en-dramatisk-rejse-med-annisette-koppel
http://www.myspace.com/najakoppel/photos/1338268
http://www.soendag.dk/Os-kvinder/Portraetter/2012/09/36-anisette-stopper-ikke-med-at-synge.aspx?img=10&tmb=0
http://www.teenclubs.dk/De_var_her_allesammen.html
http://www.cdandlp.com/item/2/0-1112-0-1-0/1048527668/the-savage-rose-your-daily-gift.html
http://www.b.dk/kultur/koppel-var-en-af-de-helt-store

Gâteau Marcel

W grudniu zapowiadałam przepis na ten czekoladowy cud, ale w grudniu mi to nie wyszło. Grudzień w ogóle był raczej do niczego. Kończeni...