niedziela, 27 stycznia 2013

Kiszona marchewka i fermentowana sałatka - Fabulous Fermentation Week

 Dziś już ostatni post z okazji Fabulous Fermentation Week, ale kiszenie mam zamiar kontynuować. Zdecydowanie złapałam bakcyla! Listę blogów i odnośniki do przepisów, które wzięły udział w tej akcji możecie znaleźć np. tutaj, naprawdę inspirujący zbiór.
 Na ostatni ogień idzie kiszona imbirowa marchewka. Nowy smak i zdecydowanie warty rozprzestrzenienia! Przepis wzięłam stąd i mam zamiar do niego wracać, a może nawet dodać coś od siebie.



Kiszona marchew imbirowa

marchew ekologiczna (ile się zmieści do słoika)
2 łyżeczki startego imbiru
2-3 łyżeczki dobrej soli (szara morska)
słoik wekowy 1 l

Jeżeli chodzi o marchewkę, to w zasadzie strugałam ją na bieżąco, czyli na oko. W oryginalnym przepisie były 4 szklanki startej marchewki, moja była we wstążkach. Ogólnie chodzi o zasadę: pchać ile wlezie. Marchewkę wymyłam (była już dosyć czysta więc jej nie szorowałam, chciałam by zachowało się na niej jak najwięcej bakterii), odcięłam końcówki i strugałam z niej wstążki za pomocą obieraczki do warzyw. Dodałam sól i imbir, zaczęłam intensywnie mieszać. Gdy marchew puściła soki upchnęłam ją do słoika. Okazało się, że jeszcze trochę się zmieści więc dostrugałam jeszcze kilka marchewek, dorzuciłam do słoika i wymieszałam z resztą. Wytworzyło się całkiem sporo soku, który przykrył powierzchnię marchwi. Słoik szczelnie zamknęłam i zostawiłam  w pokojowej temperaturze na 3 dni, następnie przeniosłam go do lodówki. Marchewkę zaczęłam wyjadać po kolejnych dwóch dniach.

Na koniec 'fermentowanego tygodnia' postanowiłam przygotować sałatkę/lekki obiad, który składałby się z jak największej ilości kiszonych dóbr. Kimchi już dawno zostało zjedzone, ale na balkonie mamy całą butlę śląskich ogórków kiszonych, więc stwierdziłam, że stworzą świetne trio z burakami i marchewką. I to właśnie ogórki sprawiły, że postanowiłam tę sałatkę oprzeć o kaszę gryczaną.

Kiszona sałatka z gryką
(2 średnie porcje)

150ml kaszy gryczanej ugotowanej na sypko
2-3 ogórki kiszone
garść kiszonej marchwi
garść kiszonych buraków
garść pestek granatu
1 łyżeczka nasion sezamu
1 łyżeczka syropu klonowego (można zastąpić miodem)
2 łyżki nierafinowanego oleju rzepakowego
1 łyżka soku z cytryny

Buraki i ogórki pokroić w kostkę (ewentualnie plasterki). Marchewkę wymieszać z sezamem. Syrop klonowy, olej i sok z cytryny połączyć, polać nim marchew i buraki, wymieszać. Połączyć z ogórkami i kaszą, posypać pestkami granatu. Bardzo pożywny i zdrowy lekki posiłek.

##############



As a last of my contributions to the Fabulous Fermentation Week I encourage you to try to fermentate some ginger carrots. They really taste delicious and they are very easy to prepare, just follow this recipe, that's what I did. Instead of grating carrots I carved them into ribbons with a help of a vegetable peeler.

After that was done I decided to prepare a salad, or perhaps a light lunch dish which would combine as many fermented vegetables as possible. So I had this magnificent carrot, the amazing beetroots from the previous post and some great pickled cucumbers brought from Poland. Cucumbers are not in season in the Nothern Hemisphere right now but for the future use, and for those who enjoy summer right now - this is a recipe for pickled cucumbers, very similar to those that my Mum makes. Try it out, they are really yummy!

In Poland, pickled cucumbers go very well with buckwheat (and btw a mushroom sauce as well), that's why I decided to base my dish on it. Here you will some information about buckwheat and tips how to cook it.

Buckwheat and pickle salad
(2 medium servings)

150 ml buckwheat (I used the roasted variety)
2-3 pickled cucumbers
a handful of pickled carrot
a handful of pickled beetroots
a handful of pomegranate seeds
1 teaspoon of unhulled sesame seeds

2 tablespoons of unrefined rapeseed oil
1 teaspoon of maple syrup (or honey)
1 tablespoon of lemon juice

Cook your buckwheat and prepare dressing by combining maple syrup, oil and lemon juice.
Dice cucumbers and beetroots (if they were fermented in bigger chunks).
Cover carrots with sesame seeds.
Spread your dressing over beetroots and carrot.
Then combine all the ingredients together.
Enjoy that light, healthy and tasty meal.

Here you will find my first and successful Kimchi attempt.


dlaczego nie.




Za oknem świeży śnieg, a my snujemy marzenia o tym jakby to było miło wymknąć się dokądś, gdzie świeci słońce. Może wcześniej niż później, może wcale niż kiedyś. Nieśmiale artykułujemy kolejne cele. Wracamy pełni pozytywnej energii z 'niespodziewanych' urodzin przyjaciela, robimy plany wyjazdu na pierwszy afrykański ślub francuski. Przychodzą nam do głowy dziwne pomysły wesołego domu kolektywnego, wszystko wydaje się takie łatwe.  Choć wszyscy już od dawna są dorośli. Nie mierzymy wieku w latach ale w doświadczeniach, spełnionych marzeniach i tym, co jeszcze przed nami. Nie jesteśmy nieustraszeni, ale nie boimy się szukać. Bo sporo nas dzieli ale dokładnie tyle samo łączy. A czasami, po nocy, zamiast spać piszemy ody do wdzięczności i pieczemy paluszki Zu, tylko wcale takie piękne nam nie wychodzą ;) W końcu zdajemy sobie sprawę z tego jak już późno i biegniemy spać.





sobota, 26 stycznia 2013

Pickled beetroots & kvas - Fabulous Fermentation Week II



Tyle pyszności, że aż nie wiem od czego zacząć. Ale wypadałoby zdać relację z kolejnej kiszonki, tym razem kiszonych buraków. A to w ramach Fabulous Fermentation Week, o którym pisałam w ostatnim poście.
Dla wielu z Was kiszone buraki to pewnie nic nowego, jednak dla mnie to moje nowe odkrycie i chyba też już nowe uzależnienie. Barszcz wigilijny na kwasie buraczanym Mama zaczęła przygotowywać już po tym, jak się z domu daleko wyniosłam. Miałam okazję spróbować takiego barszczu raz i wcale mi nie zasmakował. To było kilka lat temu, gdy w pełni zadowalał mnie barszcz w proszku... Ten "normalny" Maminy barszcz zawsze uwielbiałam, ale na emigracji jedyną dla niego alternatywą wydawały się torebki z różowym proszkiem przywiezione z wakacji, lub później traktowane jak skarb, zdobyte w polskim sklepie. No cóż, człowiek uczy się całe życie. Na szczęście. Własny barszcz zaczęłam gotować dopiero dwa lata temu, i za każdym razem wychodzi mi lepiej :)
Teraz przyszedł mój własny czas na odkrycie kwasu buraczanego. Tradycyjnego barszczu jeszcze na nim nie robiłam, póki co zachwycam się kwasem samym w sobie. I kiszonymi burakami, raczej mało docenianymi ale pełnymi smaku i zdrowia.



Dlaczego buraki?

Po pierwsze, zawierają całe mnóstwo bardzo cennych dla naszego organizmu składników: witaminy C i B1, wapń, magnez, sód, potas, fosfor, żelazo, cynk.
Sok z buraków oczyszcza krew jak i działa krwiotwórczo, dlatego jest zalecany przy  niskim poziomie hemoglobiny, anemiach oraz przy uczuciu ciągłego zmęczenia. Jest dobry na katar, przeziębienia, anginę i zaflegmienie. Dzięki zawartości przeciwutleniaczy i pierwiastków (rubid, cez) jest polecany w profilaktyce nowotworowej.

Przy okazji wyszukiwania informacji na temat zdrowotnych właściwości buraków natknęłam się na stronę doktora Roika, specjalisty w profilaktyce chorób cywilizacyjnych. Jednego z prekursorów medycyny holistycznej w Polsce. Jeżeli ktoś szuka tego typu specjalisty, to chyba warto się zainteresować (więcej).

Kiszone buraki, tak samo zresztą jak pozostałe kiszonki, zawierają bakterie kwasu mlekowego, które są bardzo przydatne naszemu układowi pokarmowemu. Dlatego najlepiej spożywać je na surowo. Stąd pomysł na barszcz bez gotowania.


Kiszone buraki

ok.  1 kg czerwonych buraków (użyłam podłużnych)
3 ząbki czosnku
1 suszona papryczka chilli
kilka plasterków imbiru
3 ziarenka pieprzu
1 ziarenko ziela angielskiego
1 liść laurowy
ok. 2,5 szkl. wody
1 płaska łyżka dobrej soli (szara morska)

Buraki porządnie wyszorować, obciąć końcówki i pokroić w kostkę. Wraz z przyprawami włożyć do słoika wekowego, porządnie docisnąć. Sól rozpuścić w wodzie (ja użyłam kranowej bo nasza jest pitna, można użyć mineralnej lub wcześniej przegotowanej i ostudzonej wody), i zalać buraki tak, by nie wystwałały nad powierzchnię. Słoik szczelnie zamknąć i zostawić w temperaturze pokojowej kilka dni (u mnie 2) do czasu, aż na powierzchni pojawi się biała piana (znak, że fermentacja się zaczęła), a następnie przełożyć do lodówki. Po kilku dniach kwas i buraki są gotowe do spożycia, pianę należy usunąć.

Buraczki można spożywać jako zakąskę, przekąskę, przystawkę, zagrychę, dodatek, surówkę lub jako składnik sałatki.
Kwas można lekko podgrzać (max. 40 stopni C), rozcieńczyć, doprawić i traktować jako pitny barszczyk.
Można dodać ugotowanej fasoli lub soczewicy, i wraz z kawałkami buraków spożywać jako zupę. Mimo swej niepozornej temperatury barszcz ten ma właściwości rozgrzewające - dodatek chilli i imbiru spisuje się świetnie.

#########################



So it's time for my 2nd pickle. In this case I went the traditional Polish way and chose pickled beetroots. They used to be quite popular in Poland in the older days, then a bit forgotten and now it seems they are having their big 'come back'. Fermented beetroots and beetroot 'kvas' are a traditional ingredient for Christmas Eve barszcz (borscht). Not in every family this tradition is kept, but in many family it becomes a new tradition to make barszcz based on 'kvas'. My Mum started to do that only after I moved away, so I haven't had many chances to try it. And to be completely honest, the one time I did try it - I didn't like it at all. I just loved the other version so much that the new taste was just too new to me. Seems I will need to give it another try!

We already know why fermented vegetables are so good to us. And what about the humble beetroot? Well, it's not that humble anymore, especially since it has been put on the 'super food' list.
So what is so superb about beetroots?
First of all, you should visit lovebeetroot site, to get all the needed information and inspiration on how to incorporate beetroot in your diet. I can just say very shortly that beetroot will:
clean your blood,
make your blood,
lower your cholesterol,
help you to get rest and relax,
fight with your depression,
help to get rid of your cold, phlegm, angina and cough,
chase the possibility of arthritis and cancer away,
ease your spinal and menstrual pain,

and I could go on like that for a little while longer but I'm sure you are on the beetroot side already.

So let's ferment us some beetroot together!

Beetroot kvas

1kg of beetroots
3 cloves of garlic
1 small dry chilli
a few slices of fresh ginger
1 black pepper seeds
1 allspice seed
1 bay leaf

ca. 2,5 cups purified water
1 flat table spoon of good salt (grey sea salt)

Dissolve salt in water. Wash and scrub the beetroots properly, cut the ends off. Dice and together with the rest of the ingredients place in an airtight jar (1 l volume), press tightly down. Pour in the water and make sure that no beetroots are uncovered. Close the jar and leave at room temperature for a few days. When white scum appears on the surface (took 2 days for me) it's a sign that fermentation has began. Move the jar to a cool place/fridge (optimal 10 degrees Celsius, not less than 0) for a few days more. It's ready to use when the brine becomes sour, the longer you keep it the more sour it gets.

When your beetroots are ready you have different options. You can use them as garnish, snack or incorporate them into salads. You can drink about 50 ml of pure kvas every day. Or you can turn it into delicious raw barszcz! Add some hot water (proportion of kvas and water is up to your own taste) and marjoram and enjoy the amazing taste of it. Just make sure that the temperature of your drink is not higher than 40 degrees C. You can also turn it into a soup by adding some cooked white beans (that's how we like it) or lentils in.


poniedziałek, 21 stycznia 2013

Fabulous Fermentation Week: Banana Kimchi



Przyznam szczerze, że nigdy wcześniej niczego sama nie ukisiłam. Moja przygoda z przetworami dopiero niedawno się zaczęła, do tej pory robiłam sama jedynie owocowe słoiki. Oczywiście obserwowałam i asystowałam w kiszeniu ogórków czy kapusty, najlepiej wspominam zbieranie liści dębowych i winogronowych. Kiedy doszły mnie słuchy, że Sarah i Elenore organizują akcję Fabulous Fermentation Week, która ma na celu popularyzację kiszenia i spożywania kiszonych warzyw (umówmy się, że wyrażenie "fermentowane warzywa" trochę dziwnie mi brzmi;), stwierdziłam, że nadszedł i mój czas, by w końcu spróbować.
 Niby zawsze wiedziałam, że taka kapusta kiszona to jest bardzo zdrowa, ale właściwie nigdy do końca nie wiedziałam dlaczego. Okazuje się, że poza witaminami (o które jednak trochę ciężej zimą), składniki znajdujące się w kiszonych warzywach tworzą korzystną mikroflorę bakteryjną w naszym przewodzie pokarmowym. Są również bogate w antyutleniacze, jak również przechowują składniki odżywcze i sprawiają, że są one bardziej przyswajalne dla naszego organizmu.

 Zachęcona i zmotywowana zabrałam się za nastawianie swoich pierwszych kiszonek, i jednego wieczora przygotowałam ich aż trzy. Najkrótszego czasu kiszenia potrzebowała kapusta bok choy z jarmużem, na którą przepis znajduje się pod tekstem angielskim.


##############################################################################


When I found out Sarah and Elenore are organizing Fabulous Fermentation Week I instantly decided to join in. Although fermenting vegetables such as cabbage, cucumbers or beetroots is quite popular in Poland, I've never done it myself, only watched and sometimes helped my Mum when I was little. Therefore I was very motivated to start my own adventure with fermentation and one evening/night prepared three different kinds of pickles. The first one ready to eat was Kimchi so I share the recipe with you today. The others are hopefully coming soon as well.
I used Holly's recipe and modified it to my own taste and fridge resources. If you like it hot - add much more chilli!


Bok choy and kale banana Kimchi

3 spoons of good salt (grey sea salt)
3-4 pieces bok choy
ca. 7 kale leafs
1 sweet banana
1 onion
2 cloves of garlic
1 small dry chilli (fresh one would be even better)
2 pinches of chilli powder
ca. 2 cm ginger piece
1 teaspoon sesame seeds
1 spoon soya sauce
1 spoon Ketjap Manis


Wash the vegetables, cut bok choy lengthwise in halves or quarters, cut off kale stalks and slice half of the onion. In a wide and shallow dish spread the vegetables in layers, each layer sprinkle with salt. Cover and leave for 20 minutes. Turn the layers upside down and wait another 20 minutes. Then rinse with cold water and drain. Blend rest of the ingredients (except sesame seeds) together, spread over the greens (be careful with bok choy but massage it into kale leafs) and onion, sprinkle with sesame seeds. Place in an airtight jar and let it sit over the night at room temperature. It tastes best the next day but you can also store it in the fridge for up to 2 weeks.
Addition of kale leafs was a small experiment but it came out quite nicely so I really recommend it.
I eat it with brown rice or just on its own, straight from the jar.

(for pickled beetroot recipe go here, and ginger carrots salad there)





Kimchi z bok choy i jarmużu, z bananem
(na podstawie tego przepisu)

3 łyżki dobrej soli (u mnie szara morska)

3-4 sztuki kapustki chińskiej bok choy
kilka liści jarmużu (użyłam ok.7)
1 dojrzały banan
1 cebula
2 ząbki czosnku
1 mała suszona papryczka chilli (lepsza byłaby świeża)
2 szczypty sproszkowanego chilli
ok. 2 cm kawałek imbiru
łyżeczka sezamu
1 łyżka sosu sojowego
1 łyżka indonezyjskiego słodkiego sosu sojowego

Po umyciu bok choy pokroić wzdłuż w połowy lub ćwiartki, połowę cebuli w półksiężyce, a jarmużowi skrócić łodyżki. Warstwę warzyw ułożyć w szerokim i niskim naczyniu (np. blaszce), posypać solą, docisnąć. Z pozostałych warzyw ułożyć kolejną warstwę i posypać resztą soli. Lekko docisnąć, przykryć ściereczką i odstawić na 20 minut. Po tym czasie odwrócić warstwy, przełożyć te z góry na dół, przykryć, docisnąć i odczekać kolejne 20 minut. Z kapustą postępować dosyć delikatnie, należy uważać, by jej zbyt bardzo nie pognieść.
W międzyczasie przygotować  marynatę do warzyw.
Pół cebuli i resztę składników (poza sezamem) zblendować razem. Można użyć więcej chilli, dla otrzymania czerwonego koloru marynaty należy użyć świeżej papryczki.
 Warzywa opłukać z soli, posmarować z każdej strony marynatą. W jarmuż radziłabym tę marynatę lekko wmasować. Posypać sezamem. Przełożyć do słoika wekowego i szczelnie zamknąć. Odsatwić na noc w temperaturze pokojowej. Po tym czasie kimchi jest gotowe do spożycia, należy je przechowywać w lodówce. Zjeść w ciągu dwóch tygodni. Ja swoje jem z brązowym ryżem albo wyżeram prosto ze słoika, zjadliwe jest, a nawet pyszne!



niedziela, 20 stycznia 2013

Będzie chleb.




Miłe to, kiedy ktoś upiecze dla Ciebie chleb. Cały zapas chleba nawet! Szczególnie jest to miłe, gdy jest to Twoja własna Mama. A jeżeli przy okazji naprawi i dokończy sweter dla Twojego wybranka, nad którym poddałaś się rok wcześniej i wrzuciłaś w kąt, przecierasz oczy ze zdumienia - to jednak było wykonalne.
Teraz wybranek siedzi w swetrze i domaga się ode mnie Maminego chleba. Nic, tylko trzeba się brać za odtwarzanie. Jeśli wyjdzie, to się podzielę, ponoć nic prostszego!




Piosenka dla Mamy, naszej ulubionej szwedzkiej śpiewaczki:



sobota, 19 stycznia 2013

Historia jednej pomidorowej.


Mróz i śnieg. Na szczęście można wrócić do domu i w 5 minut odgrzać sobie talerz rozgrzewającej zupy. Zupy, która przynosi wspomnienia odległych wakacji, więc czego można chcieć więcej?
Tę zupę gotowałam namiętnie przez kilka ładnych sezonów, w wieku kilkunastu lat. Najpierw tylko w soboty, kiedy Mamy nie było, potem przez całe wakacje po 2-3 razy w tygodniu, w związku z czym wszyscy mieli jej dosyć. Wszyscy poza mną oczywiście. Wiedziałam to wtedy, wiem to też teraz: ta zupa to wynik chwilowego objawienia geniuszu! ;)




 Niby nic takiego, po prostu pomidorowa. Żaden krem, z żadną gruszką czy też pomarańczą, trochę bardziej tradycyjna. Aczkolwiek nie do końca, bo bez ryżu ani makaronu (za takimi pomidorowymi nigdy nie przepadałam). Za to z najzwyklejszą kaszą jęczmienną, w której to tkwi sekret. Nie rozmięka tak zupełnie jak ryż, nadaje zupie ciekawej tekstury. Drugi sekret to świeży lubczyk. W ogródku Mamy zawsze rósł spory krzak, więc nigdy go do zupy nie żałowałam. Potem to właśnie brak dostępu do lubczyku sprawił, że całe lata nie przygotowywałam i nie jadłam tej zupy. Aż do czerwca ubiegłego roku, kiedy to przemyciłam sobie z Niemiec kilka łodyżek od cioci D, u której rośnie on na działce. Wtedy właśnie przypomniałam sobie o mojej ulubionej zupie sprzed lat i zaczęłam przygotowywać ją na nowo. Okazało się, że ciągle ją uwielbiam. W międzyczasie kupiłam kilka doniczek z wyhodowanym lubczykiem, ale dosyć marny był. Mam zamiar przesadzić go na wiosnę do balkonowego ogródka, zobaczymy co z niego wyrośnie. Na szczęście w polskim sklepie znalazłam suszony lubczyk, więc już nam rozłąka nie straszna!
 Oryginalnie gotowałam ową zupę zapewnie na kostce rosołowej, ale dobrze pamiętam, że z dodatkiem porów i lubczyku właśnie.  Teraz już nie używam kostek ani tym podobnych, za to przygotowuję szybki wywar z tego, co akurat mam pod ręką. Ostatnim razem były to: kawałek selera, zielona część pora, 2 liście jarmużu, cebula prawie spalona na kuchence. I tyle wystarczyło.
 Kiedyś miałam pod ręką piwnicę pełną słoiczków z przecierem pomidorowym, teraz domowy przecier to niedostępny rarytas. Zamiast niego używam ekologicznych pomidorów z puszki, które blenduję na przecier. W sezonie można też dorzucić kilka dojrzałych pomidorów, albo użyć samych pomidorów. Zdjęcia są z lata, i właśnie świeże pomidory pływają w misce. Tym razem zupa została zjedzona w ekspresowym tempie, więc obyło się bez zdjęć.


Pomidorowa mojej młodości ;)

2 l wywaru warzywnego
250 ml przepłukanej kaszy jęczmiennej
400 ml zblendowanych pomidorów z puszki / przecieru
1 łyżka koncentratu pomidorowego
(ewent. 1-2 świeże pomidory pokrojone w kostkę)
1 łyżka oleju
pół łyżki cukru trzcinowego
kilka łodyg świeżego lubczyku
1 łyżka suszonego lubczyku
1-2 szczypty chilli
1 łyżeczka słodkiej papryki
sól i pieprz do smaku

Do wrzącego wywaru warzywnego dodaję przepłukaną kaszę jęczmienną, olej i lubczyk.
Gotuję ok. 10-15 minut i dodaję wszystkie produkty pomidorowe.
Zmniejszam ogień i czekam, aż zupa znowu zacznie bulgotać. Wtedy dodaję cukier, paprykę i chilli, trochę pieprzu oraz sól.
Po następnych 10 minutach sprawdzam smak, ewentualnie dodaję jeszcze trochę lubczyku, cukru czy też pozostałych przypraw. Gotuję do czasu aż kasza jest całkowicie miękka i smak mnie zadowala.


Uwagi:
Przy tej ilości wody i kaszy zupa ma według mnie optymalną gęstość. Nie radzę na początku sypać większej ilości kaszy, bo w trakcie gotowania zwiększa ona swoją objętość i zupa łatwo może wyjść zbyt gęsta. Również pozostawiona do następnego dnia, zupa trochę tężeje, można wtedy dodać do niej trochę wody i prawdopodobnie odrobinę więcej soli.

************

A na ten śnieg za oknem kilka łubinów, aby zrobiło się trochę bardziej kolorowo.





czwartek, 10 stycznia 2013

Zielony szejk i odwiedziny.


Przyjechała do nas Mama w odwiedziny i się bardzo cieszymy. D. co prawda gorączkuje i raczej się dużo nie rusza, ale za to my dwie nadrabiamy i latamy dookoła. Mama przywiozła nam też sporo dobroci...


Chilli z nasionek od Camilli Plum

Ser półtwardy kozio-dżersejowy 

My za to karmimy Mamę duńskimi serami, które są bardzo 'aromatyczne' (capią co  niemiara). Stwierdziła nawet, że jeśli jej taki wychodzi, to go uznaje za nieudany - zapewniłam ją, że Duńczycy by się pewnie zachwycali. A w sklepie serowym nie mogła się nadziwić, że krowie sery były bardzo blade. Widać zapomniała, że to tylko dżersejowe mleko jest nieprzyzwoicie żółte.
I jeszcze nam pokazała, ile serów dojrzewa w domu:



*********

Dzisiejszy przepis raczej nie ma z serami nic wspólnego, to raczej mała próbka tego, czym Mamę tutaj karmię.

Zielony szejk z pyłkiem pszczelim.
(1 porcja)

150 ml mleka roślinnego (laskowe)
pół lub cały banan
garść świeżego szpinaku
garść natki pietruszki
łyżeczka soku cytrynowego
pół łyżeczki pyłku pszczelego (można pominąć)

Wszystko razem zblendować.
Dzisiaj tak trochę w biegu, więc po informacje o pyłku odsyłam tutaj.





sobota, 5 stycznia 2013

Komosa z jaglanką na zielono.

Zaraz zacznę produkcję mojego ulubionego pieczywa chrupkiego, ryż, komosa i kasza jaglana czekają już w pogotowiu. Przy okazji komosy chciałam sobie po raz kolejny obejrzeć filmik instruktarzowy jej gotowania przez Sarę Britton, bo po prostu miło się go ogląda. A, że właśnie wróciłam ze sklepu ze świeżą zieleniną, to nie mogłam długo zwlekać...




Do swojej wersji użyłam:

garść ugotowanej komosy ryżowej
garść ugotowanej kaszy jaglanej
2 gałązki natki pietruszki
kilka liści szpinaku
1 dymka ze szczypiorkiem
1 łyżka nierafinowanego oleju rzepakowego
2 szczypty soli morskiej

Lekko wymieszać składniki i zjeść ze smakiem. Skoro za oknem wiosna, to na talerzu też!



W roli głównej - KASZA JAGLANA - edycja zimowa

piątek, 4 stycznia 2013

Budyń chia - bez gotowania.




Codziennie, no może co drugi dzień, uczę się czegoś nowego o odżywianiu. Ale to i tak mało, bo stare nawyki i zwykłe lenistwo ciężko zwalczać... Wiem, że jestem na dobrej drodze, ale droga ta długa i kręta jest ;) Dzisiaj boli mnie coś tu, a jutro kłuje coś tam. Nie jestem na nic chora, przynajmniej nic o tym nie wiem. Ale choróbska wychodzą zwykle po latach, więc jeszcze mam czas, żeby coś w tym temacie zmienić. Na szczęście wiedza na temat związku żywienia ze zdrowiem jest coraz bardziej popularyzowana. I tu się kłaniam Smakoterapii za szerzenie inspiracji i podrzucanie ciekawych linków. Podaję dalej:



A dla poszukiwaczy alternatywnych słodyczy: budyń bez budyniu. Bez żadnego mleka nawet!
A to dzięki nasionom szałwii hiszpańskiej (chia). Już wcześniej odsyłałam do tego linku, ale kto wcześniej nie czytał teraz ma szansę dowiedzieć się jakie to sprytne nasionka.
Pomysł na przepis pochodzi stąd i jest autorstwa Agi Starzyńskiej, ja go dostosowałam do własnego smaku (karob tak, ale w małych ilościach), w nawiasach podaję oryginalne proporcje.

Czekoladowy budyń chia
2 porcje

6 łyżek nasion chia
340 ml zimnej wody
3 duże daktyle
1-1,5 czubatej łyżki dobrego kakao (była 1 łyżeczka)
1 łyżeczka karobu (1,5 łyżki)
surowe kruszone kakao i nasiona konopii do dekoracji (jagody goji)

Nasiona chia umieścić w naczyniu do blendowania i zalać wodą i odstawić na 20-30 min, w międzyczasie przemieszać. Dodać daktyle i zblendować na gładko (potrzebny dobry  blender, ewentualnie można nasiona najpierw zmielić lub rozetrzeć w moździerzu), następnie dodać kakao i karob, zmiksować do połączenia składników. Przełożyć do 2 małych naczyń i posypać kruszonym kakao i/lub nasionami konopii.


Tymczasem wybywam do kuchni zrobic prawie taką pastę z buraków :)

czwartek, 3 stycznia 2013

Zupa Hipokratesa na odtrucie.


Jestem już, jestem w domu. Załapałam się wcześniejszym transportem meblowym, D. odwozi auto, wraca samolotem w sobotę, przez Amsterdam... I muszę stwierdzić, że o ile zawsze myślałam, że w Danii zawsze pada, to w Nadrenii Północnej-Westaflii nigdy nie przestaje padać, brrr!!! A tutaj nawet słońce świeci.
Już mi się dłużyło do 'własnych śmieci', choć święta były całkiem udane, rodzinne i sielskie. Popełniłam swój najlepszy barszcz w życiu (suszone śliwki to to jest to!), mimo tego, że gotowany na ugotowanych burakach (innych w sklepach było brak, nie wiem, czy to taki niemiecki zwyczaj, czy to ja miałam pecha). Z braku podgrzybków lepiłam uszka z kapustą i kozakami, a bigos po raz pierwszy robiłam z kapusty na pół słodkiej i kiszonej, chyba też lepszego nigdy nie zrobiłam (ach te suszone śliwki). I niezmiernie mnie to wzrusza co roku, że na stole wigilijnym u rodziców D. obok grochówki i karpia (dwa dania, nie dwanaście) jest też miejsce na mój barszcz i uszka.
I jeszcze się tak trochę pochwalę, że dostałam dwa kartonów garnków! Chwała ciotkom, które zmieniają kuchenki na indukcyjne i zaopatrują się w nowe gary :) Niekoniecznie mam miejsce na to wszystko w kuchni, ale chyba nie tak szybko zardzewieją.



Tymczasem na kuchence wolno gotuje się zupa Hipokratesa, która marzyła mi się już od pierwszego dnia świąt. Ten Hipokrates to był całkiem niezły lekarz, który wierzył, że to natura jest główną siłą leczniczą i należy jej jedynie pomagać, a już na pewno nie przeszkadzać. Szkoda, że współczesna medycyna tak bardzo odcięła się od tego, co dla tego "ojca medycyny" już tak dawno było oczywiste.
Przepis na zupę Hipokratesa został "spopularyzowany" przez doktora Gersona, który opracował specjalną dietę i całą terapię antyrakową, jak również przeciw innym chorobom cywilizacyjnym. Tym, którzy o niej nie słyszeli polecam poczytać trochę więcej na jej temat, ja jakiś czas temu gotowałam posiłki wg Gersona dla pacjenta z rakiem i wiem, jak bardzo ta dieta pomaga.

A sama zupa wzmacnia system immunologiczny i oczyszcza nerki z toksyn.

Zupa Hipokratesa
(wg Dr Gersona)

1 duży lub 2 małe pory
0,5 kg ziemniaków
0,75 kg świeżych pomidorów
1 duża cebula
1 mały korzeń selara (lub część większego)/lub 3-4 łodygi naciowego
1 mała pietruszka (lub nać)

Aby zupa miała sens, wszystkie warzywa powinny być ekologiczne. Nie należy ich również obierać, jedynie porządnie umyć i wyszorować. Pokroić w średniej wielkości kostkę, wrzucić do garnka ze stali nierdzewnej, przykryć zimną wodą (filtrowaną lub wcześniej przegotowaną), gotować na najmniejszym ogniu 2 godziny. Następnie przetrzeć w sicie do przecierania warzyw/pomidorów.
Ponieważ ja na diecie nie jestem i takiego sita nie posiadam, swoją zupę mam zamiar zblendować. Proporcje zmniejszyłam o połowę, pomidory pominęłam (bo w końcu to nie sezon) i dodałam trochę więcej selera. I jeszcze pietruszkę zamieniłam na pasternak, bo ten jest łatwiej dostać w Danii.
 Pacjenci spożywają taką zupę dwa razy dziennie, można ją gotować raz na 2-3 dni, i za każdym razem odgrzewać po jednej porcji.
I nie, brak soli nie jest pomyłką. Zupa ma przyjemny, słodkawo-warzywny smak.

PS. Właśnie znalazłam na youtube film dokumentalny "The Gerson Miracle", który 2 lata temu obejrzałam z wielką ciekawością. Polecam.




Gâteau Marcel

W grudniu zapowiadałam przepis na ten czekoladowy cud, ale w grudniu mi to nie wyszło. Grudzień w ogóle był raczej do niczego. Kończeni...