poniedziałek, 31 marca 2014

Sernik z pomadą z rokitnika



Jakimś cudem okazało się, że mój eksperyment rokitnikowy wypadł całkiem pomyślnie! W Danii istnieje przepis na sernik na zimno z galaretką z rokitnika, który miałam zamiar już od zeszłego czerwca popełnić. Nie wiem, czy ów przepis jest popularny wśród Duńczyków, aczkolwiek miałam okazję spróbować takiego ciasta, chociaż w trochę nieidealnej wersji. Oryginał jest pełen białego cukru pudru, kwaśnej śmietany, jajek i żelatyny. Moja bardzo wolna interpretacja tego przepisu zawiera cukier kokosowy, odrobinę kremówki i agar agar. I jest robiony na polskim twarogu, bo innych serników jednak nie uznaję :)
To mój drugi sernik na zimno z użyciem agaru, pierwszy robiłam w sierpniu, na swoje urodziny. Był pyszny, o smaku mango, aczkolwiek się trochę kiepsko kroił - stąd nie ma go na blogu :) Tym razem również się obawiałam o proporcje agaru, ale ostateczny efekt mnie zadowolił.
Rokitnik jest kwaśny jak diabli, jednak po delikatnym dosłodzeniu jego smak zamienia się w smak rześkiego owocu tropikalnego. Ilość słodzidła w masie serowej jak i rokitnikowej można swobodnie zwiększyć lub zmniejszyć, w zależności od upodobań. Moja wersja nie jest zbyt słodka.




Spód:

200 g płatków owsianych (np. bezglutenowych)
100 g masła lub oleju kokosowego
1 łyżka esencji waniliowej, domowej

Zimne masło zagniatamy z płatkami i esencją waniliową, wylepiamy nim dno tortownicy. Pieczemy 15 minut w 200 stopniach, studzimy.

Masa serowa:

500 g półtłustego twarogu twarogu
120 g cukru lub ksylolitu (użyłam kokosowego)
2 x 50 ml śmietany kremówki
1/2-3/4 łyżeczki agar agar w proszku

Twaróg mielimy lub przeciskamy przez praskę do ziemniaków 3 razy. Na małym ogniu rozpuszczamy w połowie śmietany cukier, dodajemy do sera i miksujemy.  Agar dodajemy do reszty śmietany, ciągle  mieszając podgrzewamy na małym ogniu 2-3 minuty. Lekko studzimy, a następnie miksując ser, wlewamy do niego mieszankę. Gdy spód jest całkowicie ostygnięty, wykładamy na nim warstwę serową i zostawiamy na kilka godzin w chłodnym miejscu, najlepiej na całą noc.


Pomada rokitnikowa:

1 szkl zamrożonych owoców rokitnika (w sezonie oczywiście świeżych)
1 łyżka cukru
150 ml wody
1/2 łyżeczki proszku agar agar

Część rokitnika rozgnieść, wszystko zalać wodą, dodać cukier i gotować przez kilka minut. Dodać agar i mieszając podgrzewać przez kilka minut na średnim ogniu. Zostawić do przestygnięcia, już prawie zimną i gęstniejącą pomadę rozprowadzić na wierzchu zastygłego sernika. Odczekać ok 30 min przed serwowaniem.



Wielkanocne Smaki - edycja IV

Wielkanoc bez glutenu.


niedziela, 30 marca 2014

Nowy etap i błyskoporek

Moi drodzy. Dzisiaj planowałam Was przywitać czymś bardziej uroczystym, prawie odświętnym. Ale coś mi się widzi, że tego eksperymentu raczej nie dopnę na ostatni guzik za pierwszym razem. Dlatego dzisiaj o czymś zupełnie innym, jednak prawdopodobnie nawet bardziej przełomowym.
A skąd to wszystko? Ano, dwa dni temu otworzyłam tzw. fanpejdża tego bloga, na który chciałam Was serdecznie zaprosić. Chodziło mi to po głowie od jakiegoś czasu, ale wzbraniałam się nogami i rękami. Nie po to 2 lata temu skasowałam swoje konto na FB, by teraz do niego powracać... Jednak wygrała potrzeba trochę bardziej bezpośredniej komunikacji z Wami, chęć dzielenia się mniej i więcej ważnymi drobnostkami etc. Mam nadzieję, że ułatwi to również niektórym z Wam bycie na bieżąco z wpisami, bo nie wszyscy posiadają profil na Bloggerze i opcja 'obserwuj' nie jest dla nich dostępna. Dziękuję serdecznie tym, którzy stronę już polubili zupełnie bez przymusu (tyle nowych twarzy!) oraz zapraszam pozostałych do zasilenia szeregów :) Mam również nadzieję, że ta nowa motywacja sprawi, że będę pisać więcej i częściej!





Dzisiejszy temat chodził już za mną od dłuższego czasu. Z terminem 'chaga' a właściwie 'czaga' spotkałam się po raz pierwszy na jesieni zeszłego roku. F. opowiedział mi o takim grzybie występującym na brzozach, z którego na Syberii robi się herbatę i prowadzone są badania nad jego antynowotworowymi właściwościami. W terenie udało nam się nawet znaleźć mały okaz, który przynieśliśmy do domu i zrobiliśmy z niego herbatę. Herbata była całkiem neutralna w smaku, nic strasznego, nawet dla początkujących adeptów zielarstwa. Trochę sobie poczytałam na ten temat, reszta grzybni została zamknięta w szafce i jeszcze od czasu do czasu sobie ją popijałam. A potem na jakiś czas o niej zupełnie zapomniałam. W zimie temat do mnie wrócił, w końcu znalazłam polską nazwę czagi, poczytałam jeszcze więcej i postanowiłam, że koniecznie muszę się z Wami tym odkryciem podzielić. Zrobiłam nawet zdjęcia, ale w końcu nic z tego nie wyszło - tzw. słomiany zapał...



Wczoraj wybrałam się po zieleninę na obiad (swoją drogą pokrzywa podagrycznik, słonecznik, kasza jaglana i soczewica tworzą całkiem fajne kotlety :), i weszłam w jakieś krzaki. Głównie patrzyłam się pod nogi, bo nie chciałam przegapić żadnych roślinek. Akurat w tym miejscu nie za dużo jeszcze wyrosło, ale gdy podniosłam głowę, moim oczom ukazał się stwór, który wzięłam początkowo za Inonotus obliquus, znany również pod nazwami błyskoporek ukośny, włóknouszek ukośny, czarna huba, huba brzozowa. Po zgłębieniu tematu okazało się jednak,  że to nie był cenny grzyb, a prawdopodobnie zdrewniała narośl. Błyskoporek z zewnątrz wygląda jakby był zwęglony, jest prawie czarny, także nie dajcie się zmylić! Do wnętrza nie udało mi się dostać, ale może kiedyś jeszcze mi się to uda i sprawdzę, jak wygląda od środka.

Ale o co  właściwie chodzi?

Czaga (od ros. 'чага') to pasożyt najczęściej brzozy, rosnącej na podmokłych terenach. W Polsce występuje rzadko, jest pod częściową ochroną. Na Syberii grzyb znany i używany w medycynie ludowej od XVI wieku, cenny surowiec również w Tradycyjnej Medycynie Chińskiej. To właśnie w Chinach, Japonii i Korei Południowej produkuje się antynowotworowe suplementy z ekstraktu z tego stwora.



Tradycyjnie stosowany do leczenia miażdżycy, nadciśnienia, przewlekłych stanów zapalnych przewodu pokarmowego, wrzodów żołądka, nowotworów gruczołów dokrewnych, żołądka, układu nerwowego, piersi, narządów płciowych, układu moczowego, skóry. Wyciągi z błyskoporka mają właściwości immunostymulujące i ogólnie wzmacniające, przeciwpotne, przeciwgorączkowe i przeciwzapalne. Grzyb ten jest uważany za jeden z największych antyutleniaczy oraz adaptogenów. Według jednej z definicji, adaptogeny zwiększają odporność organizmu na niski poziom tlenu, wspomagają układ naczyniowo-sercowy, usuwają poczucie zmęczenia, dostosowują funkcje układu nerwowego (wpływ pobudzający lub stymulujący).

Ogółem mówiąc, pasożyt warty uwagi. Oficjalne stanowisko medycyny nowoczesnej jest takie, że nie przeprowadzono wystarczających badań klinicznych nad właściwościami tego grzyba, jednak przeprowadzono szereg prac badawczych, w których pokazano, że przypisywane mu właściwości są prawdziwe. Nie mnie oceniać, ja Wam tylko chcę przybliżyć istnienie takiej ciekawostki :)





Z tego co wyczytałam, to aby wszystkie bioaktywne komponenty stały się przyswajalne, należy wykonać wodno-alkoholową ekstrakcję. Czyli najpierw wykonać wywar ze sproszkowanej grzybni, a następnie pozostałe fusy zalać alkoholem. Jednak samą herbatkę z czagi można spożywać profilaktycznie, ponoć wydłuża życie :) Proponuję 0,5-1 łyżeczkę sproszkowanej grzybni (startej) na szklankę wody.



http://www.ptfarm.pl/pub/File/Acta_Poloniae/2006/6/497.pdf
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/22135889
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/19041933
http://mushrooms4health.com/chaga-the-siberian-panacea/
http://idziemy.nagrzyby.pl/index.php?artname=gatunek&id=331
http://your-naturalhealth.blogspot.dk/2012/11/grzyb-chaga-lekiem-na-raka.html

To prawdopodobnie nie jest czaga

czwartek, 27 marca 2014

Ćwikła inaczej. Sałatka z trybulą.





Wielkanoc co prawda dopiero za miesiąc, ale dzisiejsza sałatka kojarzy mi się z Wielkanocą właśnie. Uwielbiam ćwikłę, i w dzisiejszym przepisie właśnie jej smak znajdziecie. Tylko w trochę bardziej prezentacyjnym wydaniu, jest to zdecydowanie najładniejsza z moich sałatek :)

Sałatka z buraka w sosie chrzanowym

kilka ugotowanych w całości buraków
1 jabłko
ocet śliwkowy lub jabłkowy
kilka gałązek trybuli
250 ml gęstego jogurtu
1-2 łyżki startego chrzanu
miód lub syrop klonowy do smaku
sól

Buraki ugotować w skórce, następnie zalać zimną wodą i obrać. Pokroić cienko, ja użyłam do tego obieraczki do warzyw. Zamarynować z octem i odrobiną soli.
Kilka łyżek jogurtu zblendować z chrzanem, sokiem z cytryny i miodem. Wymieszać z resztą jogurtu. Dosolić, w razie potrzeby dodać soku z cytryny i miodu.
Jabłko posiekać w drobną kostkę. Można skropić cytryną, by nie straciło koloru.
Buraki wyłożyć na talerz, posypać jabłkiem, ozdobić kleksami z sosu (sos przelać do szprycy lub woreczka i odciąć jego róg, albo po prostu przy pomocy łyżeczki). Na wierzch ułożyć gałązki trybuli. Serwować gdy kleksy z sosu nabiorą różowego koloru na brzegach :)
Pyszna nie tylko na Wielkanoc!



Ps. W pasku bocznym możecie zobaczyć video z wydarzenia, o którym pisałam dwa posty temu :)

Wielkanocne Smaki - edycja IV

środa, 26 marca 2014

Obiad z lekka egzotyczny

Nie zdążyłam wypisać wszystkich zimowych receptur przed nadejściem wiosny, co jednak wcale mi nie przeszkadza podzielić się nimi teraz. Holenderskich nowalijek staram się unikać (rabarbar i groszek już króluje w Danii), więc ja dalej ciągnę wątek korzeniowych. Tu i ówdzie z dodatkiem czegoś dzikiego.
Dzisiaj potrójny przepis, na obiad inspirowany tureckimi i marokańskimi smakami - coś z tymi kiszonymi cytrynami trzeba przecież zrobić :) Przed Wami bulgur z granatem i ziołami wraz z cynamonowym selerem i sosem z kiszoną cytryną.





Bulgur

miarka bulguru
dwie miarki wody

pęczek świeżej mięty
pęczek świeżej kolendry
pestki z granata
skórka starta z eko cytryny
oliwa z oliwek
sól

Bulgur* doprowadzić do wrzenia i zmniejszyć ogień, gotować do wchłonięcia wody. Można też zalać bulgur dzień wcześniej zimną wodą, przez noc wchłonie wodę i namięknie, albo 2-3 godziny przed planowanym posiłkiem zalać go wrzątkiem.

Bulgur wymieszać z posiekanymi ziołami i pestkami granata, doprawić oliwą, skórką cytryny i solą. Podawać na ciepło, lub zabrać do pracy jako lekki obiad.

*Bulgur to rodzaj kaszy wykonany z gotowanej, a nastęnie wysuszonej pszenicy twardej (durum), typowy dla kuchni bliskowschodniej.

Kotlety z selera

1 duży seler
łyżka dobrej soli
1 rurka kory cynamonowej

Selera obrać, wywiercić w nim dziurę i umieścić w nim korę cynamonu. Bulwę posmarować olejem i otoczyć w soli. Piec w 180-200 stopniach 45 - 60 min - w zależności od wielkości bulwy i mocy piekarnika. Najlepszy na ciepło, następnego dnia można go podgrzać na patelni grillowej.

Sos/dip z kiszoną cytryną

ok. 300 ml gęstego jogurtu
kilka gałązek świeżej kolendry (naci pietruszki lub mięty)
miód lub syrop klonowy do smaku

Cytrynę posiekać na drobne kawałki, zblendować na gładko z kilkoma łyżkami jogurtu. Dodać resztę jogurtu, posiekaną kolendrę, doprawić do smaku miodem/syropem. Z powodzeniem można używać do sałatek, lub jako dip do krakersów lub marchewek.



Kwaśne jak cytryna czyli cytrynowe smakołyki

niedziela, 23 marca 2014

#spis2014 - książka kucharska



20. marca ukazała się książka kucharska 'Spis', napisana przez Mikkela Karstada. Spis to po duńsku znaczy po prostu Jedz. Od samego początku byłam pewna, że będzie to dobra i dopracowana książka, jednak to, co zobaczyłam, przegoniło moje najśmielsze oczekiwania. Jest to chyba najpiękniejsza książka kucharska, jaką widziałam, niektórzy twierdzą nawet, że jest to najpiękniejsza książka na duńskim rynku.
 Miałam przyjemność znaleźć się na odbywającym się w prawdziwym studio fotograficznym kameralnym przyjęciu premierowym tej książki, i zobaczyć z bliska jak wyglądają kopenhaskie salony kulinarne. I mimo tego, że osobiście czułam się trochę nie na miejscu - bo w głębi serca ciągle jestem z lekka niezdarnym dzieckiem polskiej wsi - to samo wydarzenie było bardzo sympatyczne, nienapompowane (bo Duńczycy są z natury luzaccy) i pozytywna atmosfera była bardzo odczuwalna. A kiedy później odkryłam w książce imienne podziękowania dla mnie, jak i reszty naszej stołówkowej ekipy, to już zupełnie się poryczałam ze wzruszenia.
W związku z powyższym moje zdanie na temat książki nie może być obiektywne, dlatego zobaczcie sami o czym mowa.


Blog Mikkela - http://weyoutheyate.com/
Zbiór zdjęć z imprezy i nie tylko - instagram.
Kilka zdjęć z książki - tutaj.
Fotograf - Anders Schonnemann

Książka jest naprawdę niezwykła, choćby i dlatego, że jej okładka wykonana jest z grubego kartonu (takiego jak ostatnia strona bloku rysunkowego). A żeby było jeszcze ciekawiej, to grzbiet książki został usunięty (pewnie nigdy go tam nie było;), dzięki czemu uzyskano intrygujący efekt wizualny. Cudowne, świetliste zdjęcia do książki wykonał Anders Schonnemann, który wcześniej fotografował takich ludzi jak Gordon Ramsay, Rene Redzepi, Rachel Khoo oraz współpracował z wieloma magazynami, np.: Kinfolk.

Książka dzieli się na rozdziały dotyczące ulubionych surowców autora, jak i sposobów ich przygotowania, także mamy tu: Ogień, Koper włoski, Kałamarnica, Kurek (to taka ryba), Zioła, Owoce jagodowe, Dynia, Brukselka, Leśne, Podroby, Wieprzowina, Baranina, Dziczyzna rogata oraz Ciecze.Nie wszystkie z dań można przygotować na obiad po powrocie z pracy, ale na weekendowe spotkanie z rodziną i przyjaciółmi - jak najbardziej. W książce znajdziemy również kilka bardzo prostych przepisów na marynowane warzywa czy grzyby, aromatyzowane octy czy alkohole.
Niektóre z dań wyglądają znajomo, bo przygotowujemy je w naszej stołówce, wiele mam zamiar przygotować w domu i może niektórymi się z Wami podzielić :)











wtorek, 18 marca 2014

Najpiękniejsze food video z Kopenhagi



Siedzę w domu i zgrzytam zębami, pogryzając rozgotowany brązowy ryż. Nie tak miało być. O wydarzeniach dnia poprzedniego nie wspomnę. A dzisiaj w pracy świętują premierę książki szefa, i każdy z pracowników ma dostać własny egzemplarz. Przecież ja do tego wydarzenia dni odliczałam od kiedy się o nim dowiedziałam. A teraz pogryzam rozgotowany brązowy ryż...
Dla pocieszenia, kolejny raz oglądam nowy filmik z przepisem promującym książkę, tym razem na marynowaną dynię (pierwszy pokazywałam tutaj). Polecam przyjrzeć się sposobowi na obieranie dyni, bo jest całkiem sprytny.




A jeśli ktoś jest zainteresowany przepisem:

1 dynia (hokkaido)
2 łyżki soli

pół litra wody
pół litra octu jabłkowego
10 ziarenek pieprzu
4 baldachimy kwiata kopru
400 g cukru (ja bym pewnie na miód zamieniła;)

Składniki marynaty zagotować i przestudzić. Zalać dynię i na tydzień odstawić w chłodne miejsce.

sobota, 15 marca 2014

Kapusta po azjatycku

Ostatnio trochę monotonnie się na blogu zrobiło, nic tylko ciężkie w błonnik zimowe warzywa. A przecież już wiosna! Dzisiaj już chyba ostatni z zaległych przepisów tego typu, aczkolwiek kilka innych zaległych przepisów jeszcze się znajdzie. Dlatego robię wiosenne porządki, by jak najszybciej zacząć wiosenne gotowanie.





Kapusta 'po azjatycku' to jedno z moich ulubionych odkryć ubiegłej zimy. Pierwszy raz robiłam ją w pracy i od tamtego momentu wpadłam po uszy. Zresztą wszyscy wpadli, nawet D. ją lubi, a Siostra wcale nie narzekała :) Chrupka, słodko-kwaśna, odrobinę pikantna, jak tu jej nie kochać?

Kapusta po azjatycku

biała kapusta (dowolna ilość)
pęczek świeżej kolendry
kawałek świeżego chilli
kawałek imbiru
sok z limonki do smaku
skórka starta z eko limonki
sól
odrobina oleju do smażenia


Kapustę pokroić w szersze paski/kawałki i na minimalnej ilości usmażyć na dużej patelni*, razem z dodatkiem startego imbiru. Podsmażoną kapustę doprawiamy sokiem z limonki, skórką, solą, drobno posiekaną papryką chilli i posiekaną kolendrą. Dobra na ciepło jako dodatek do obiadu, lub na wynos z kawałkiem chleba.


* kapustę smażyć lub grillować w kilku turach, pozwalając jej leciutko się jakby przypalić, jednak chcemy by nadal była chrupka, także nie smażymy jej za długo.





piątek, 14 marca 2014

Kiszona kapusta. Czerwona.




Dzisiaj będzie kiszona kapusta. Ale żeby nie było zbyt banalnie, to będzie czerwona kapusta kiszona. A potem surówka z takowej właśnie. Kiszonki powinny regularnie gościć w naszej diecie, pełnią funkcję naturalnych probiotyków. Dzięki zawartości kwasu mlekowego są niezbędne w prawidłowym funkcjonowaniu naszego układu trawiennego, ponieważ przywracają naturalną równowagę flory jelitowej.

Zdaje się, że pierwszy raz czerwoną kapustę kiszoną widziałam na Earthsprout przeszło rok temu. Wtedy zaczynałam przygodę z kiszeniem i najpierw musiałam ukisić tradycyjną kapustę, jak również kilka innych warzyw. Także dopiero od niedawna podjadam sobie czerwoną kiszonkę. Podjadam ją głównie sama, bo D. jest tradycjonalistą w stosunku do kiszonej kapusty i choć twierdzi, że ją lubi, to przypuszczam, że tylko w bigosie. Więc ta czerwona jest dla niego co najmniej 'dziwna'. Za to mojej Siostrze smakowała i śmiem twierdzić, że to ona jest większym znawcą kapusty kiszonej. Siostra myślała jednak, że kapustę ukisiłam razem z buraczkami, bo kapusta o kolorze buraczkowym powstała. Trudno powiedzieć mi coś o jej smaku, różni się trochę od tej tradycyjnej, ma jakby inny posmak, ale trudno mi opisać tę różnicę - choć właśnie spróbowałam obu dla porównania.
Czerwoną kapustę postanowiłam ukisić bez udziwnień, czyli dodałam do niej tylko tradycyjne przyprawy używane do kiszenia białej kapusty. Nawet marchewkę pominęłam, ale w zasadzie można użyć dowolnych lub też ulubionych kombinacji smakowych.



Kiszona czerwona kapusta
(temperatury kiszenia zaczerpnięte ze Smakoterapii)

1-2 wierzchnie liści kapusty
2 kg poszatkowanej czerwonej kapusty
40 g soli
po kilka sztuk: ziela angielskiego, pieprzu, liści laurowych

Drobno pokrojoną lub potraktowaną mechanicznie kapustę wymieszać z solą i masować przez dłuższą chwilę w ceramicznej, szklanej lub plastikowej misce. Zależy nam na tym, by kapusta wypuściła jak najwięcej soku. Można odstawić na 30 minut i po tym czasie kontynuować jeszcze kilka minut, lub do skutku. Duży szklany słój wyparzyć, następnie ciasno upchać w nim kapustę, by sok przykrył jej powierzchnię. Nakryć wierzchnim liściem i docisnąć np. małym słoikiem wypełnionym wodą. Zostawić w temperaturze pokojowej na 2-3 dni. Po tym czasie przenieść na chłodniejszego pomieszczenia (8-12 stopni C) na ok. 1 tydzień, i następnie przenieść do lodówki na minimum kolejny tydzień, by kapusta doszła do siebie (wtedy można już usunąć dodatkowe obciążenie). W przechowywaniu kapusty należy pamiętać o tym, by cały czas znajdowała się pod powierzchnią kapuścianego soku, co będzie zapobiegało jej pleśnieniu.

Teraz możemy przygotować z niej surówkę. Taką surówkę robię przeważnie ze świeżej czerwonej kapusty, w domu przyrządzało się podobną z białej, z dodatkiem śmietany albo jogurtu. Z kiszoną czerwoną wychodzi inaczej, ale równie smacznie.




Surówka z kiszonej kapusty

kilka garści ukiszonej kapusty
kawałek pora
kawałek marchewki
kawałek jabłka
odrobina miodu
odrobina dobrego oleju

Marchew i jabłko utrzeć na dużych oczkach tarki, pora cienko pokroić, razem z miodem i olejem wymieszać z kapustą. Najlepiej smakuje z kaszą, u mnie z jęczmiennym pęczakiem.



poniedziałek, 10 marca 2014

Palone cebule


Sezon kolacyjny u Oli uważam za otwarty.
Na emigracji bywa często tak, że ludzie ni z tego ni z owego wyruszają na poszukiwanie szczęścia do Londynu, dostają pracę w Berlinie, albo wyjeżdżają na kilka miesięcy do Ameryki Południowej.
A potem Ola nie ma dla kogo gotować...
Jednak kiedy przyjdzie czas na jakieś 'reunion', spotkanie 'po latach', radości jest bez liku!
Brakowało mi niezmiernie gotowania dla przyjaciół tej zimy, stąd wzięłam się do tego z przytupem. I chyba po raz pierwszy nie zestresowałam się i nie musiałam stać przy garach, gdy goście już przybyli. No może tylko odrobinkę, ale była ona nieunikniona.


Większość przygotowanych dań zawierała w sobie pieczone warzywa, stąd wrzuciłam wszystko hurtem do piekarnika: selera, topinambur, fioletowe ziemniaki, cebulę i danie mięsne (D. zagroził wyjściem na kebaba gdy mu zapowiedziałam, że cała kolacja będzie wegetariańska).
Zatrzymajmy się jednak na chwilę przy tych cebulach. Wspominałam nie tak dawno o szalotkach jedzonych w jeden z kopenhaskich restauracji. Tamte były nadziewane jakimś serem i orzechami, i były spalone na popiół. Przynajmniej ich zewnętrzne warstwy. Wewnętrzne warstwy były cudownie skarmelizowane i słodkie, wspaniale kontrastowały ze smakiem mocnego sera, którym były wypełnione. Teraz już nie jestem pewna jaki to był ser i które orzechy, ale swoją wersję postanowiłam zrobić z gorgonzolą i orzechami włoskimi. Za pierwszym razem użyłam szalotek i paliłam je na grillu elektrycznym, a w zasadzie urządzeniu do raclette, które dostałam na święta i miałam okazję po raz pierwszy wypróbować (raclette musiałam sobie najpierw wygooglować bo nie miałam pojęcia co to;). Można, a w zasadzie wskazane by było użycie patelni grillowej, ale ja takowej nie posiadam.
Za drugim razem, czyli w ten właśnie weekend postanowiłam spróbować, jak zachowałyby się czerwone cebule. I postanowiłam je upiec. Niestety zdjęcia mam tylko szalotek, ale opiszę oba sposoby.



Palone cebule
(inspirowane przystawką zjedzoną w Bror)

kilka sztuk większych szalotek/czerwonych cebul
mały kawałek sera gorgonzola (u mnie dolce) lub innego niebieskiego
kilka orzechów laskowych

Cebuli nie obierać, a umyć i wytrzeć. Przekroić wzdłuż i wydłubać środkową część, by zrobić miejsce na ser. Połówki wypełnić serem (1/2 - 1 łyżeczki) i posypać kawałkami orzecha.

Opcja A:
Grillować 10 - 30 minut (w zależności od wielkości cebuli, moje szalotki były dosyć małe), środkowe warstwy cebuli powinny być miękkie z ser stopiony. Jeżeli skorupka nie jest należycie spalona, można ją przypalić nad ogniem lub położyć na chwilę na płycie kuchennej - moja jest elektryczna i starodawna, więc nie było problemu.

Opcja B:
Cebule ułożyć w naczyniu żaroodpornym i włożyć do nagrzanego piekarnika (ok.180 stopni C) i piec 45-60 minut (czerwone cebule były większe niż szalotki). W ten sposób trochę trudniej o przypaloną skórkę, więc można je następnie wrzucić na rozpaloną płytę, lub po prostu sobie darować :)

Cebulkę wyskrobywać łyżeczką ze skorupki, lub czasem wewnętrzną warstwę można łatwo wyciągnąć z nadpalonej skorupki.
U mnie były serwowane jako przystawka, w towarzystwie musującego różowego wina - nie mam pojęcia czy to pasuje, ale nam smakowało ;)



Udało mi się w końcu czerwonej zrobić fotę, zanim została pożarta.

Gâteau Marcel

W grudniu zapowiadałam przepis na ten czekoladowy cud, ale w grudniu mi to nie wyszło. Grudzień w ogóle był raczej do niczego. Kończeni...