Banalnie prosty mus, a jakże niebanalne połączenie. Tak mi się przynajmniej wydaje i żałuję, że wcześniej na to nie wpadłam. Najpierw zachwyciłam się konsystencją wegańskiego majonezu ze Smakoterapii. Potem przypomniałam sobie o tzw. tofurnikach i zaczęłam sprawdzać, czy rzeczywiście istnieją. Istnieją naprawdę, czyli można też na słodko. Następnie chciałam zrobić tartę z musem czekoladowym, ale w końcu zostało na samym musie. Zapytałam D, czy mu smakuje. No jasne. Zapytałam też, czy wie z czego to jest mus? No jak to z czego, z czekolady. A ja mu na to, że wcale nie. Bo z tofu. Akurat, czekolada! Nie może być.
Mus tofu czekoladowy z jeżynami
kostka silken tofu (ok. 300g)
kilka łyżek dobrego kakao
kilka łyżek ulubionego sosu czekoladowego
cukier z prawdziwą wanilią
kapsel lub dwa Amaruli (ewentualnie Baileys)
kilka garści jeżyn
liście mięty
Wszystko wrzucić do malaskera (mam okazję poużywać sobie tego urządzenia i naprawdę ułatwia życie ;) lub blendera, doprawić do smaku. Okazało się, że mam trochę za mało cukru z wanilią, żeby pozbyć się charakterystycznego smaku (lub też braku smaku) tofu. Wlałam więc trochę Amaruli (południowoafrykański likier wytwarzany z owoców maruli; opadłymi, sfermentowanymi owocami upijają się słonie - tak się przynajmniej mówi w Malawi;)
Dno miseczek wysypać jeżynami, górę również, dodać świeżą miętę (uwielbiam to połączenie). Przed podaniem można lekko schłodzić (niekoniecznie).
I jeszcze jedna uwaga: lepiej się upewnić, że tofu nie jest z soi modyfikowanej genetycznie. Jeżeli jest certyfikowane jako produkt ekologiczny, powinno być bez GMO (uprawy genetycznie modyfikowane są opryskiwane).
Przy okazji odsyłam do posta Grzegorza i zachęcam do wysłania maila do Prezydenta o odrzucenie zmiany ustawy o paszach. Albo kartkę pocztową, czy też list. Mamy czas tylko do 3-ego września!