środa, 30 października 2013

Sztorm i pasta z dynią

W ostatni weekend, lekko przedłużony zresztą, zawitałam w Szkocji. Dawno temu zaczynałam swą emigracje w Szkocji właśnie, w związku z czym oczekiwałam wzruszeń i uniesień, przypływu wspomnień. Nic takiego jednak nie nastąpiło, twarda jestem jak szary granit. Mój aparat też był niewzruszony, z nieczułością potraktował wszelkie mgliste widoki. Nie to nie. Za to przywiozłam całą torbę książek, nie tylko kulinarnych i nie tylko używanych.

I choć wycieczka w przygody nie obfitowała, to wracać przyszło mi w czasie sztormu. Czego nikomu nie polecam. Do lądowania podchodziliśmy dwa razy, a mój żołądek kręcił ósemki i tylko się modliłam, żeby nie wyskoczył z jamy brzusznej. Gdy już w końcu wylądowaliśmy i tych tortur koniec miał być bliski - okazało się, że drzwi samolotu nie można otworzyć - bo tak wiało. I nic nie można było poradzić, tylko czekać, aż wiać przestanie. Kołysało więc nami przez kolejne dwie i pół godziny, na szczęście już na płycie lotniska. O mały włos nie spędziłam nocy na lotnisku bo publiczne środki transportu nie dojeżdżały, a do taksówek były setki czekających. No ale zostałam uratowana i podwieziona do miasta, gdzie autobusy już jeździły i udało mi sie dostać do domu. Taka to była moja przygoda ze sztormem w tle.

A teraz będzie przepis z dynią w tle, aczkolwiek grającą pierwsze skrzypce. Kilka składników, nic skomplikowanego, a jednak.



Pasta z grochem i dynią

100g upieczonej dyni (użyłam hokkaido)
200g łuskanego grochu (waga po ugotowaniu)
1/2 łyżeczki garam masala (lub więcej)
1-2 łyżeczki soku z cytryny
skórka starta z połowy cytryny
sól do smaku
ewentualnie woda lub zimnotłoczony olej - jeśli pasta jest zbyt gęsta

Groch ugotować do miękkości, zmiksować z pozostałymi składnikami.

Pastę nieśmiało dołączam do Festiwalu Dyni.






środa, 23 października 2013

Inne

Pisze dlugie listy wszystkiego, co powinno byc zrobione na dwa tygodnie temu. Wyprasowac ciuchy zalegajace po katach. Skleic i wypastowac buty. Wyprac recznie letnie sukienki i wyniesc je do piwnicy, niech czekaja cierpliwie na lepsze czasy. Podlac ogrodek na balkonie, pozmywac naczynia. Te listy splywaja po mnie niewzrusznie, jakbym byla wysmarowana olejem. To raczej nie jest wina jesiennej melancholii. Ani czytanego codziennie  w pociagu o szostej rano Remarqua, z ktorego juz dawno przeciez wyroslam. A jednak siegam do torby po kontorowke i zapisuje ostatnie strony w Czarnym Obelisku. I wcale nie jestem blizej odpowiedzi.













poniedziałek, 14 października 2013

Szwedzka zupa z rózy


No i znowu będzie po szwedzku. F. ugotował nam zupę z owoców róży pomarszczonej (tzw. hybenrose), którą tam właśnie poznał. Taką zupę serwuje się tradycyjnie z bliżej niezidentyfikowanymi ciasteczkami migdałowymi, u nas wystarczyły prażone migdały. Zupa jest w sumie bardzo prosta do wykonania, jeżeli już nazbiera się sporo owoców róży. Tutaj jest dostępna tzw. mąka z dzikiej róży, czyli suszone i mielone owoce, które ułatwiają sprawę, ale kosztują krocie. Zresztą my na łatwiznę nie chodzimy! Jeżeli posiadacie przecierak do pomidorów, to szczerze zazdroszczę, bo sprawę będziecie mieli ułatwioną.
Proporcji nie podaję, bo wszystko zależy od tego, ile róży nazbieracie ;)



Szwedzka zupa z róży

owoce róży pomarszczonej lub dzikiej róży
woda
cynamon
goździki
kardamon
słodzidło (do wyboru, u nas cukier palmowy i miód)
ewentualnie mąka ziemniaczana

bita śmietana (nada się kokosowa)
prażone migdały

Owoce róży można na samym początku wypestkować - jeśli ktoś ma zdrowie i nerwy.
W przeciwnym wypadku, należy je rozgotować w wodzie (2-3 razy więcej wody) do miękkości, jeżeli planujemy użyć przecieraka. Można też wszystko zblendować i przetrzeć przez sitko, wtedy nie trzeba tak długo gotować. Dolać tyle wody, by uzyskać konsystencję rzadkiej zupy-kremu. Jeżeli zupa wyjdzie za rzadka, można zagęścić mąką ziemniaczaną, jednak należy uważać, by nie wyszedł nam z zupy kisiel (chociaż kisiel też mógłby być fajny ;) Doprawić przyprawami korzennymi do smaku, ewentualnie dosłodzić.
Serwować lekko ciepłą zupę z kleksem bitej śmietany i siekanymi prażonymi migdałami. Doskonale nadaje się jako podwieczorek lub deser, ewentualnie lekka kolacja.



sobota, 12 października 2013

Z eko-wizytą

Jakiś czas temu - już prawie trzy tygodnie nawet będą, czas płynie niepostrzeżenie - wybraliśmy się na wycieczkę personelu w poszukiwaniu inspiracji. Najpierw pojechaliśmy odwiedzić pewne gospodarstwo ekologiczne, a wieczorem udaliśmy się na kolację do restauracji rekomendowanej w przewodniku Michelina. Blogerka kulinarna ze mnie kiepska, bo żadnego zdjęcia kolacji nie zrobiłam, ale tak wysublimowanego posiłku nigdy wcześniej nie jadłam, więc polecam Fiskebaren, jeśli ktoś będzie w okolicach.

Karczoch w całej swej okazałości
Za to po gospodarstwie biegałam z aparatem i zdjęć zrobiłam sporo. Årstiderne - czyli Pory Roku - to już w sumie małe przedsiębiorstwo, które w 1999 zapoczątkowało w Danii dostawy skrzynek z ekologicznymi warzywami i owocami do domów. Kwatera główna znajduje się w Humlebæk (czyli całkiem niedaleko od nas), tam również prowadzone są różne projekty (typu 'z ogródka do brzuszka' dla dzieci, warsztaty pieczenia, fermentowania, nawet mały browar itd). Jest też spory ogród, z którego warzywa można kupić w sklepie otwartym od czwartku do poniedziałku, lub w pozostałe dni tygodnia zakupów można dokonać w trybie samoobsługowym - w jednym z pomieszczeń stoją skrzynki wypełnione owocami i warzywami, ceny są wypisane na tabliczkach, a na ścianie wisi skrzynka, do której wrzuca się opłatę. Tak po prostu. Ceny są również całkiem przyzwoite. Na Półwyspie Jutlandzkim znajduje się druga siedziba przedsiębiorstwa, duże gospodarstwo, na którym uprawiana jest większość warzyw i owoców dostępnych w eko-dostawach. Niektóre produkty są również sprowadzane z zagranicy.
Kilka dni później wybrałam się tam ponownie, tym razem na zakupy. Dlatego dzisiaj przepis z użyciem dwóch sałat tam zakupionych, z dressingiem, który robią w pracy - pyszności!

Gorzka sałatka ze słodkim sosem

mała główka czerwonej sałaty rzymskiej
pół średniej główki radicchio - czerwonej cykorii/ lub zwykłej
garść prażonych migdałów
kilka suszonych śliwek

sos do sałatki

ok. 10 sztuk suszonych śliwek
50 ml oleju rzepakowego tłoczonego na zimno
50 ml domowego octu malinowego (lub śliwkowego, lub malinowego)

Jeżeli śliwki są bardzo suche, należy je zalać gorącą wodą i odstawić do zmięknięcia. Następnie odlać wodę, śliwki zmiksować na mus z octem i olejem. Większość rozdrobnionych liści polać sosem i lekko przemieszać. Posypać posiekanymi migdałami i śliwkami oraz resztą liści, podawać od razu, zanim sałaty opadną.
Słodycz śliwki fajnie maskuje gorycz cykorii, sprawia, że jest łatwiejsza do przełknięcia - no chyba, że ktoś lubi tak bez niczego, ja nie do końca ;)




Kwitnący karczoch



Fenkuł w skrzynce





Jarmuż czerwony i zielony

Zjedzona brukselka i jarmuż



Kalarepa olbrzymka


Młody amarantus i jarmuż




Boćwina tęczowa - mangold

Nie mam pojęcia co to...






Wyrośnięty topinambur...

Fenkuł na grządce

Jarmuż pod przykryciem







Marzy mi się taka szklarnia!






poniedziałek, 7 października 2013

Dzień ślimaków cynamonowych



Zatęskniło mi się za młodzieńczą spontanicznością, za czasami, gdy nie trzeba było planować wszystkiego na tygodnie w przyszłość. Napisałam więc krótką wiadomość, dostałam pozytywną odpowiedź i następnego dnia po pracy spakowałam torbę, by po trzech godzinach znaleźć się w Goteborgu.
Ostatni piątek był w Szwecji dniem Kanelbulle - cynamonowych ślimaków. Sobota była dniem pieczenia z dziećmi. Ja zrobiłam z nimi ciasto, następnie ich Mama przejęła wałkowanie, dzięki czemu dorwałam się do aparatu. Czego widać efekty poniżej!



Kanelbulle/Kanelsnagl
(przepis duński z domowego archiwum K.)

ciasto:
150 ml mleka
50 g masła
25 g drożdży
1/4 łyżeczki soli
1 łyżka cukru
300g mąki

masa cynamonowa:
50 g masła
50 ml cukru
1/2 łyżki cynamonu (może być więcej)

Masło roztopić, dodać mleko i rozprowadzić w nim drożdże. Wmieszać resztę składników i wyrobić ciasto. Odłożyć w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na ok. 20 minut.
Miękkie masło połączyć z cukrem i cynamonem przy pomocy łyżki.
Ciasto rozwałkować (ok. 25cm x 50cm), rozprowadzić na nim masę cynamonową i zwinąć jak roladę. Kroić w równe krążki, przełożyć na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i lekko rozpłaszczyć. Z braku papieru można użyć foremek do muffinek. Odstawić na kolejne 20 minut. Piec w 200 stopniach C ok. 15 minut. Najlepsze po wystudzeniu.






























Gâteau Marcel

W grudniu zapowiadałam przepis na ten czekoladowy cud, ale w grudniu mi to nie wyszło. Grudzień w ogóle był raczej do niczego. Kończeni...