środa, 31 grudnia 2014

Serdeczności roślinności



To był szczególny rok, dobry i zły, ale zdecydowanie wyjątkowy. Poznałam wielu niesamowitych ludzi z bliska i z daleka, osobiście i wirtualnie. A to wszystko dzięki... roślinom. Wierzcie lub nie, ale rośliny zbliżają. Dlatego życzę Wam tysiąca roślin na Nowy Rok!
















































niedziela, 21 grudnia 2014

Bezglutenowe pierniczki migdałowo-kokosowe

Zrobiliście już pierniczki? Zostały jeszcze jakieś?
Ja zrobiłam, i niestety już nic nie zostało.
Byłam bliska zjedzenia całej masy przed wałkowaniem, taka była dobra. Zaraz po upieczeniu byłam trochę zawiedziona, bo surowa masa była dużo lepsza. Następnego dnia pierniczki doszły jednak do siebie, a z każdym kolejnym smakowały mi coraz bardziej. To nie są tradycyjne pierniki, nie ma w nich mąki pszennej ani żytniej, białego cukru, nawet miodu w oryginalnym przepisie nie było. Są one bezglutenową wersją szwedzkich pepparkakor, na migdałach, mące i cukrze kokosowym (nie, nie smakują kokosowo). Przyprawę piernikową utarłam w moździerzu, oprócz tradycyjnych składników dodałam do niej lawendy, karobu, pieprzu syczuańskiego i długiego, lukrecji, anyżu i anyżku, karobu, a nawet odrobinę zaparzonego espresso.
Nie ma dla mnie pierników bez pieprzu. Jest on tym najbardziej tradycyjnym składnikiem pierników (pierny czyli pieprzny), w starych przepisach obok pieprzu lądowała również zwykle lawenda. Ponieważ pierniki bez miodu również dla mnie nie istnieją, musiałam dodać choć odrobinę.

Przepis na pierniki znalazłam na szwedzkim blogu.  Szwedzkiego nie znam, ale znam duński, więc nie miałam problemu z rozszyfrowaniem składników. Po ich zgromadzeniu poszłam na łatwiznę i włączyłam google tłumacza, żeby nie przedzierać się przez gąszcz opisowy przepisu. I to był błąd. Nie zwróciłam uwagi, że przy tłumaczeniu google zamieniło miary, z decylitrów zrobiło szklanki... Upiekłam więc pierniczki z proporcji wziętych z kosmosu, ale wyszły wyśmienicie. Drugi raz zrobiłam je już z własnych proporcji i wyszły równie wyśmienicie.
Okazuje się, że pierniczki nadają się do wysyłki, po kilku dniach podróży pocztą robią się ciągnące, a raczej gumowate, ale tak pozytywnie. Ochrzciłam je pierniczkami-podróżniczkami.



Bezglutenowe pepparkakor
(na podstawie przepisu z bloga Evelinas Ekologiska)

100 g masła
100 g cukru kokosowego
2 łyżki espresso (lub mocnej kawy)
łyżeczka domowej esencji waniliowej
ćwierć łyżeczki kardamonu
pół łyżeczki goździków
łyżeczka cynamonu
łyżeczka imbiru (użyłam świeżego)
1 szt. długiego pieprzu
kilka ziaren pieprzu syczuańskiego
kilka ziarenek ziela angielskiego
kilka szczypt startego korzenia lukrecji
1 gwiazdka anyżu
kilka szczypt nasion anyżku
kilka szczypt startej gałki muszkatołowej

1 duża łyżka miodu
1 łyżka zmielonych nasion babki płesznik (FiberHusk, Psyllium)
200 g zmielonych migdałów (użyłam zmielonych migdałów)
100 g mąki kokosowej (można zmielić wiórki kokosowe)
1 jajko
1/4 łyżeczki eko proszku do pieczenia (lub sody oczyszczonej)


Przyprawy utrzeć w moździerzu lub zmielić w młynku.
Masło rozpuścić wraz z cukrem i miodem, dodać przyprawy, ekstrakt z wanilii i babkę płesznik, wymieszać i odstawic na 10-15 minut. Następnie dodać mąkę kokosową i migdałową, proszek do pieczenia i jajko, wyrobić ciasto. Schłodzić w lodówce, przez ok. 15-20 minut. Po tym czasie wyciągnąć z lodówki i cienko rozwałkowywać partiami, najlepiej między dwoma arkuszami papieru do pieczenia. Można wycinać różne kształty foremkami, można też ponacinać ciasto w kwadraty, romby lub trójkąty, jeżeli nie ma się czasu na zabawę z foremkami. Piec w 180-200 stopniach, przez kilka minut, w zależności od grubości ciasta. Ciasto powinno sie lekko zarumienić, należy uważać, by pierników nie przypalić. Po upieczeniu będą miękkie, stwardnieją w trakcie studzenia, zrobią się chrupkie. Można je od razu zjadać.



piątek, 19 grudnia 2014

Risalamande - duński deser świąteczny



Czasami mam wrażenie, że Duńczycy cały grudzień objadają się świątecznymi przysmakami, i gdy wreszcie nadejdą święta, są nimi przejedzeni. Tak przynajmniej było w przypadku risalamande i kucharzy z mojej pracy, którzy już w połowie grudnia nie mogli patrzeć na ten deser.
Tajemniczo brzmiący risalamande to duński deser świąteczny, rodzaj puddingu ryżowego z migdałami. Serwowany z sosem czereśniowym. Jest pyszny i aksamitny, prawie rozpuszcza się w ustach. To za sprawą bitej śmietany, z którą miesza się ostudzony już ryż. Tradycja każe wrzucić do garnka z puddingiem jeden migdał w całości, a jego znalazca jest nagradzany świątecznym drobiazgiem. Jednak szczęśliwiec nie powinien od razu ujawniać się ze swoim znaleziskiem, a cierpliwie trzymać je pod językiem do czasu, aż ostatnia porcja deseru będzie zjedzona.
Pierwszy risalamande, który zrobiłam 4 lata temu na specjalne życzenie, wcale nie był tradycyjny. Była to wersja 'gersonowska', czyli ogołocona ze wszystkich rozpustnych składników, po prostu brązowy ryż gotowany na mleku ryżowym, nic ciekawego, naprawdę. W tym roku przygotowałam zarówno wersję tradycyjną, jak i wegańską. W wersji wegańskiej należy użyć mleka roślinnego, jednak nie każde się nada. Odradzam tych mocno rozwodnionych ryżowych, polecam trochę pełniejsze owsiane lub orzechowe. Zamiast śmietany użyłam tłuszczu z mleka kokosowego, spisał się na medal.


Risalamande
(The scandinavian kitchen Camilla Plum)


1 laska wanilii
130 g drobnego ryżu (np. do risotto, choć w Danii używa się jeszcze drobniejszego, polerowanego ryżu do tego typu deserów)
ok. 1 litr mleka (lub 200-300 ml więcej, w zależności od użytego ryżu)
pół łyżeczki soli

50 - 60 ml śmietany kremówki (w wersji wegańskiej - puszka mleka kokosowego)
200 g posiekanych migdałów najlepiej bez skórek (plus jeden w całości)
50 g cukru (użyłam miodu)
(w przepisie Camilli jest też mowa o kilku gorzkich migdałach, ale z rozmów z całą klasą Duńczyków wynika, że gorzkie migdały nie są tradycyjnym składnikiem kuchni duńskiej)


Do garnka o grubym dnie wlej mleko, wsyp ryż i pozostałe składniki (laskę wanilii przetnij na pół i wydłub z niej ziarenka i wszystko dodaj do garnka). Doprowadź do wrzenia mieszając, a następnie zmniejsz ogień do minimalnego i już nie mieszaj, gotuj wolno pod przykryciem, do wchłonięcia całego mleka. Po ugotowaniu ryżu, należy go od razu schłodzić, bez przykrywki wynieść na balkon, do spiżarni lub lodówki. Po całkowitym ostudzeniu ryżu dodajemy do niego lekko ubitą śmietanę. Serwujemy z sosem czereśniowym, konfiturami czereśniowymi, czereśniami w sosie własnym ze słoika, lub tak jak ja, z braku czereśni - sosem z mrożonych wiśni.

Można oczywiście użyć też normalnego białego ryżu, jednak najprawdopodobniej będzie trzeba użyć więcej mleka do jego gotowania. Pudding ryżowy można też przygotować z ryżu pozostałego z obiadu - należy dodać do niego mleka i powtórnie ugotować, z ilością mleka można poeksperymentować, zaczęłabym od połowy objętości ryżu.

W wersji wegańskiej używamy mleka roślinnego (można spróbować z niesłodzonym migdałowym albo z orzechów nerkowych). Do gotowania ryżu dodajemy również wodnistą zawartość puszki z mlekiem kokosowym, tłuszcz kokosowy dodajemy po wystudzeniu ryżu, zamiast bitej śmietany.




Sos wiśniowy a la czereśniowy

500 g mrożonych wiśni lub czereśni
kilka łyżek wody
miód do osłody (można zastąpić innym słodzidłem)
pół łyżeczki skrobi kukurydzianej

Wiśnie wrzucamy do garnka i z dodatkiem niewielkiej ilości wody rozmrażamy i następnie gotujemy, wydzielą z siebie sporo soku. Dodajemy miodu do smaku (nawet kilka łyżek, wiśnie są bardzo kwaśne;) ). Na sam koniec gotowania do wiśniowego kompotu dodajemy skrobię zmieszaną z kilkoma łyżkami wody, mieszamy do zgęstnienia. Należy uważać z ilością skrobi, nie chcemy zrobić kisielu, a jedynie otrzymać aksamitną konsystencję sosu.

Po lewej 'okrągły ryż puddingowy', po prawej ryż Carnaroli do risotto.



czwartek, 4 grudnia 2014

Trufla: makaron z dynią




Pusto wszędzie, głucho wszędzie. Szczególnie tutaj, ostatnio się tak zrobiło.
Na fb dzieje się trochę więcej, jakiś czas temu pokazywałam tam zdjęcie makaronu z dynią.
I dzisiaj podam na niego przepis.
Do makaronu wykorzystałam nieszczęsną truflę letnią, która zapomniana leżała w lodówce od wakacji. Trochę zmieniła kolor i zbrązowiała, ale w ciągle była bardzo aromatyczna. Nie mogę powstrzymać się od wrzucenia kilku ujęć trufli, była bardzo fotogeniczna :) Zamiast niej można użyć suszonych pomidorów.





Makaron z kremem dyniowym
(porcja dla 2 osób)


pół kilko dyni hokkaido
1 łyżka masła
sól do smaku
kilka listków suszonej lub świeżej szałwii (nie za dużo, 2-4 szt)

parmezan
kawałek trufli (kilka suszonych pomidorów z oliwy)
świeża bazylia

50 g orzeszki piniowe lub migdały
kilka łyżek wody
ok. ćwierć łyżeczki soli

250 g makaronu (ulubionego, u mnie bezglutenowy, gryczano-batatowy)


Obraną i pokrojoną na mniejsze kawałki dynię dusimy pod przykryciem z dodatkiem niewielkiej ilości wody, masła, soli i szałwii. Blendujemy na gładziutki mus.
Migdały lub orzeszki piniowe prażymy na patelni. W kilku łyżkach wody rozpuszczamy ćwierć łyżeczki soli, roztworem zalewamy orzechy, mieszamy i czekamy aż woda odparuje, a orzechy przeschną. Na powierzchni patelni zostanie biały nalot - to tylko sól, którą bez trudu można zmyć gąbką. Orzechy/migdały siekamy na mniejsze kawałki.

Część dyniowego musu mieszamy z makaronem, część przeznaczamy do wierzchniej dekoracji dania. Makaron posypujemy orzechami, listkami bazylii, parmezanem skrojonym przy pomocy obieraczki do warzyw, cieniutkimi plasterkami trufli lub kawałkami suszonych pomidorów.







Gâteau Marcel

W grudniu zapowiadałam przepis na ten czekoladowy cud, ale w grudniu mi to nie wyszło. Grudzień w ogóle był raczej do niczego. Kończeni...