W grudniu zapowiadałam przepis na ten czekoladowy cud, ale w grudniu mi to nie wyszło. Grudzień w ogóle był raczej do niczego. Kończenie szkoły, egzaminy, dużo stresu i zmęczenia, pisanie pracy po duńsku (to była najstraszniejsza rzecz, jaka mi się w mojej karierze edukacyjnej przytrafiła, chyba nawet gorsza niż nauczycielski egzamin z matematyki...)
Więcej stresu i zmęczenia, śmierć dziadka, rozpacz z niepożegnania się z nim, Szalona jazda z koleżanką i jej dwumiesięcznym dzieckiem do kraju, by na półtora dnia odwiedzić babcię i nie móc zostać na pogrzebie. A potem szalona jazda z powrotem, by zdążyć na najważniejsze egzaminy.
Dlatego grudzień nie był miły, choć zdarzyły się miłe momenty. Święta z przyjaciółmi w Danii, a potem przyjazd do kraju, już na spokojnie, wraz z D. To pierwszy nasz wspólny zimowy przyjazd do domu, a ja zimą w kraju byłam, zdaje się, w 2009. Nie tęsknię za budzeniem się rano przy 13 stopniach, bo w piecu już dawno wygasło. Albo tego węglowego smogu w powietrzu, o nim już zupełnie zapomniałam. Ale naprawdę było miło, nawet zdarzyło nam się kraść karpie...
To dosyć ciężkie ciasto, zupełnie nie dietetyczne, rozpustne po prostu. Nie ma w nim grama mąki, tylko czekolada, jajka, masło i cukier. To po prostu mus czekoladowy, którego połowę się piecze, a drugą częścią pokrywa się upieczone ciasto. Oryginalny przepis stworzył Michel Michaud, francuski kucharz od lat mieszkający w Danii.
Ogólnie jestem sceptykiem w kwestii ciast czekoladowych, ale to skradło moje serce. Szczególnie przełożone cienką warstwą powideł usmażonych bez cukru.
Gâteau Marcel
175 g ciemnej czekolady (min. 70%)
175 g masła
175 g cukru (dodaję trochę mniej)
żółtka z 7 jajek
białka z 4 i pół jajka
kakao do posypania
ewentualnie powidła lub kwaśny dżem
Czekoladę posiekać na drobne kawałki i wraz z masłem roztopić w kąpieli wodnej (należy uważać na temperaturę i nie przegrzać składników).
2/3 cukru ubić z żółtkami na puszystą masę.
Białka ubić na sztywno, dodając resztę cukru.
Masę czekoladową dodać do masy z żółtek i ostrożnie połączyć.
Następnie, część po części dodawać ubite biała, delikatnie mieszając spatulą lub drewnianą łyżką.
Piekarnik nagrzać do 175 stopni. Okrągłą blaszkę (im mniejsza tym lepsza) wysmarować masłem i oprószyć cukrem, lub wyłożyć papierem do pieczenia. Połowę masy przełożyć do tortownicy, piec przez 30 min, resztę włożyć do lodówki. Po upieczeniu spód wyciągnąć z piekarnika i wystudzić, w trakcie studzenia ciasto sporo opadnie - tak ma być. Po ostygnięciu spód posmarować cienką warstwą powideł (polecam, aczkolwiek nie jest to konieczne). Musem z lodówki pokryć spód, schładzać przez noc (co najmniej). Przed podaniem posypać cienką warstwą kakao. Ciasto nie należy do najłatwiejszych w krojeniu dlatego ważne jest, by było porządnie schłodzone. Pomocne jest również zamaczanie noża w gorącej wodzie przy krojeniu.
Wygląda fenomenalnie!
OdpowiedzUsuńprezentuje się wybornie!
OdpowiedzUsuńCzekoladowy obłęd!
OdpowiedzUsuńWspółczuję straty i mocno ściskam.
A egzaminów gratuluję :) Do moich jeszcze ponad dwa lata, a już trzęsę portkami, jak o nich pomyślę...
smakowicie wygląda ten torcik pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTort jest znakomity. Robiłam go juz kilka razy i zawsze robił furore. Podaje go z sosem z owoców lesnych. Do pieczenia zamiast cuk ru dodaję ksilitol zmieszany ze stewią 1:1, w ilości 100g.
OdpowiedzUsuńPysznie wygląda! Trzeba będzie zrobić :)
OdpowiedzUsuńTo ciasto po wszystkim należy zamrozić, jest świetne, kiedy najdzie ochota na czekoladkę. Wyjąć pół godziny przed krojeniem i będzie git 😋
OdpowiedzUsuń