No to w końcu wróciłam na Nordre Strandvej. Zajęło to trochę dłużej, niż przypuszczałam, ale w końcu jestem, z powrotem w swoim życiu. Dania przywitała mnie wichrem, takim sztormowym, którego zwykle nie lubię, a który tym razem wywołał na na mojej owiewanej twarzy uśmiech. I te ogromne bałwany na morzu i zapach rozkładających się glonów, istna poezja :) A dzisiaj rano przywitał mnie śnieg. Tak leciutko, delikatnie spadł na chwilę, by zaraz stopnieć, chyba by przypomnieć, że zbliża się wielkimi krokami... Właśnie wyciągnęłam z pudełeczka zakwas zapasowy, maminy, suszony rok temu. Ten mój bardzo zachorował przed samym wyjazdem, nie dało się go uratować. Suszone kawałki roztarłam w moździerzu, podlałam i podkarmiłam. Przyłożyłam ucho i było słychać delikatne trzaskanie, jakby budził się ze snu. Także jestem dobrej myśli. Opatuliłam go i odstawiłam na kaloryfer, niech się grzeje. A jutro w planie pierniki, jestem strasznie podekscytowana!
poniedziałek, 5 grudnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Gâteau Marcel
W grudniu zapowiadałam przepis na ten czekoladowy cud, ale w grudniu mi to nie wyszło. Grudzień w ogóle był raczej do niczego. Kończeni...
-
W tym roku święta spędziliśmy z przyjaciółmi w Danii, w towarzystwie polsko-niemiecko-litewsko-marokańskim. Ode mnie był barszcz z uszkami i...
-
Ten chleb pieczemy codziennie w pracy. Ja w zasadzie wyrabiam tylko na niego ciasto w porcji przemnożonej przez 10, a gdy przychodzę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz