Wzięła mnie ostatnio ochota na pierogi. Specjalnie na taką ochotę trzymałam w zamrażarce kostkę twarogu.
Gdy szukałam jakiś czas temu przepisów z Wołynia, natknęłam się na tzw. pierogi wołyńskie, z serem i słodką kapustą. Nawet zadzwoniłam do Babci zapytać, czy kiedyś o nich słyszała, jako że się na Wołyniu urodziła. No ale nigdy nie słyszała. Za to teraz na pewno sama je zrobi :)
Nawet D. chce lepić pierogi! Pierwszy raz lepił w Bystrzycy, i tylko trochę się rozklejały... Tym razem wcale nie było dużo lepiej! Zabawne, że taki duży chłop z taką delikatnością podchodzi do lepienia pierogów.
Tym razem postanowiłam, że spróbuję je ulepićna kształt tybetańskich momo. Próbowałam i próbowałam i dużo z tego nie wyszło. Ale się nie poddam :)
A proporcje na pierogi podaję za przepisem, który znalazłam, choć ja sama robiłam bardziej na oko. No ale że ciasta musiałam trochę dorobić, to podaję wyliczone proporcje, żeby nie było ;)
Pierogi wołyńskie
(na wiele porcji, ja robiłam mniej więcej z połowy)
Farsz:
mała główka białej kapusty (ok. 1,2 kg)
300 g tłustego białego sera
4 cebule
łyżka masła lub oliwy
sól, pieprz
Ciasto:
500 g mąki pszennej
1 jajko
1 szklanka ciepłej wody
sól
Najpierw przygotowałam farsz. Kapustę poszatkowałam drobno, zalałam wodą i ugotowałam do miękkości. Cebulę posiekałam i usmażyłam na oliwie do lekkiego zbrązowienia, a następnie dodałam do niej odcedzoną i jeszcze drobniej posiekaną kapustę. Smażyłam kilka minut, z solą i pieprzem. Następnie wymieszałam z twarogiem, i dodałam jeszcze więcej soli i pieprzu. Farsz należy porządnie doprawić, bo w czasie gotowania straci trochę smaku. Ciasto na pierogi każdy ma swoje, ja robię tak samo jak w domu, bez jajka za to z odrobiną oleju i gorącą wodą, na oko. Chodzi o to, by ciasto było miękkie i elastyczne. Można je zostawić pod przykryciem na 15-20 minut, żeby doszło. Potem wykrawanie, lepienie i gotowanie. Pierogi wrzucam na osoloną wrzącą wodę z łyżką oleju, po wypłynięciu czekam kilka minut i wyławiam jednego, jeżeli jest miękki - wyławiam resztę. Podaję z zarumienioną cebulką, a następnego dnia odsmażane z keczupem. Jak dla mnie lepsze od ruskich!
piekne fotografie!
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
OdpowiedzUsuńPierogów z takim farszem jeszcze nie jadłam, ciekawa jestem smaku. Fotografie, fakt ujmujące:)
OdpowiedzUsuńJa też nigdy pierogów z takim farszem nie próbowałam, ale chętnie bym się skusiła :)
OdpowiedzUsuńzdecydowanie polecam, i te kawałki kapusty są w nich najfajniejsze :) dziękuję.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie pierogi, moja mama zawsze robiła pierogi z kapustą białą, nawet do farszu z grzybami, a ten z dodatkiem białego sera też często się pojawiał. Nie wiedziałam tylko, że występują pod nazwą pierogów wołyńskich:)
OdpowiedzUsuńwidziałam je u Ciebie :) na Dolnym Śląsku sporo babci i prababci przybyło z Wołynia, przypuszczam, że to one przyniosły ze sobą ten przepis. moja Babcia się tam jedynie urodziła, a za późno by spytać Prababcię.
OdpowiedzUsuńJa nigdy nawet nie słyszałam o takich pierogach, chociaż je uwielbiam.
OdpowiedzUsuń