Owocem takiej ucieczki były muffinki pieczone późnym wieczorem (po wcześniejszym ugotowaniu cicierzycy z kapustą i zupy tom kha gai, która jest absolutnie powalająca!). Przepis znalazłam w zapisakach kucharza Briana. Właściwie nie przepis a listę składników. Ginger muffins. Odjęłam połowę cukru i jedno jajko, dodałam coś od siebie, i przygotowałam tak, jak się przyrządza większość muffinów - bardzo prosto. Z efektu jestem całkiem zadowolona :)
Muffinki imbirowe
(na ok. 10 babeczek)
100 g cukru trzcinowego
200 g roztopionego masła
150 g mąki
4 jajka
ziarenka z jednej laski wanilii
100g migdałów mielonych (u mnie były drobno posiekane)
50 g startego imbiru (następnym razem dam więcej)
skórka starta z jednej cytryny
2 łyżki soku z cytryny
2 łyżki syropu klonowego (ewentualnie)
W jednej misce wymieszałam wszystkie mokre składniki, w drugiej wszystkie suche. Następnie wlałam mokre do suchych i zmiksowałam na wolnych obrotach do połączenia składników. Wypełniłam ciastem papilotki w blaszce na muffiny i piekłam ok. 20 min w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni. Jedną zjadłam na śniadanie do herbaty imbirowej, a drugą do popołudniowej kawy z Baileys ;)
Mmm, imbirowe:D Poproszę jedną;)
OdpowiedzUsuńproszę, nawet dwie :)
OdpowiedzUsuń