Niestety mój aparat strajkuje,a zdjęcia telefoniczne nie należą do najwdzięczniejszych, ale co zrobić, jest jak jest.
Oboje wróciliśmy z plaży bardzo zadowoleni. Od razu zabrałam się za przetwarzanie płatków, zainspirował mnie Mikkel Karstad swoim różanym sosem do bzowych naleśników. Co prawda dziki bez jeszcze u mnie nie zakwitł, ale jego również wyczekuję z niecierpliwością.
Mój syrop różany
ok 70g płatków róży (odmiana Konstancin, albo może to róża cukrowa, tutaj bardzo rozrośnięta przy plażach)
800 ml wody
3/4 szklanki ekologicznego cukru trzcinowego
sok z jednej limonki
kilka plasterków świeżego imbiru
Ponieważ szkoda mi było wygotowanych płatków róży, które ciągle były pełne smaku, postanowiłam je również wykorzystać. Ciekawa połączenia różanego smaku z rabarbarem, o którym pisała Mariszka, pobiegłam już po ciemku naciąć rabarbarowych łodyg. Potem wszystko wydarzyło się 'na oko', także nie jestem w stanie podać żadnym z systemów metrycznych. Rabarbaru (bez obierania) było, tyle, że pokrył ciasno dno średniej wielkości patelnię, cukru były trzy łyżki, bo zapamiętałam. Płatki róży były z odzysku, roztarłam je trochę w moździerzu z jedną lub dwoma łyżkami cukru. Wszystko wymieszałam i postawiłam na średnim ogniu, czekając aż rabarbar zacznie się rozdrabniać, choć nie całkowicie. Przerzuciłam do wyparzonego słoiczka, wyszło tyle, co na zdjęciu. Dosłowne niebo w gębie! Kwaskowaty, różany, o pięknym kolorze, którego zdjęcie niestety nie oddaje. Polecam poeksperymentować!
A jeżeli ktoś jest z Poznania i nie ma planów na wieczór, proponuję prezentację o kobietach w społeczeństwach muzułmańskich, o której pisałam tutaj.
Franek już jest u nas, dalej nosi kamienie, pomaga Daniell przy ścieżce.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z zimnej Bystrzycy.
;)
Usuńhttp://kurazdoktoratem.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń