niedziela, 2 lutego 2014

Historia pewnej musztardy



Dwa, a może już trzy lata temu, w każdym razie jednej z tych dwu jesieni, które spędziłam w Bystrzycy, Mama ogłosiła, że będziemy robić musztardę gruszkową. Z przepisu, który dostała od sąsiadki zza górki. Zakasałyśmy rękawy, nazbierałyśmy gruszek z sadu i wzięłyśmy się do roboty. Najpierw zauroczył mnie cudowny syrop, który wytworzył się podczas pieczenia gruszek - cóż to był za syrop! Sama musztarda okazała się być równie fascynująca! Od słówka do słówka, pocztą pantoflową zagościła w wielu izerskich gospodarstwach domowych. Przepis zapisałam sobie w pamięci, w dziale "do przekazania dalej", a kilka słoiczków zamierzałam zwinąć do plecaka przed wyjazdem, ale jak to bywa przy pakowaniu nadmiaru swojskich skarbów - zapomniałam... Po powrocie do Danii przepis ten okazał się być nie do odtworzenia, albowiem okazało się, że pojęcie gorczycy w nasionkach nie do końca istnieje w duńskiej świadomości. Szukałam tu i tam, znalazłam nawet kilka razy malutkie opakowania eko-gorczycy w cenie małego fiata (no dobra, trochę przesadzam, ale z drugiej strony ciekawe ile dzisiaj mały fiat jest warty, może nie ma dużej różnicy), ale nie dałam się na nie namówić. Wiele deszczu spłynęło z duńskiego nieba, niespełniona fantazja o gorczycy ciągle się gdzieś tliła w zakamarkach duszy, szczególnie gdy nadchodził czas jesienny, gruszkowy. I właśnie wtedy, jednego z tych dni, o mało nie spadłam ze stołka, widząc nagłówek "Grusztarda" u Jadłonomii ;) Od razu wiedziałam, że coś się święci! I rzeczywiście okazało się, że izerska musztarda z gruszek wyszła z ukrycia i powędrowała na salony! No tak, z moim słoniowym tempem musiało się tak w końcu stać :)



 No i w zasadzie to mógłby już być koniec tej historii, jednak okazało się, że musztarda z gruszek jeszcze nie powiedziała swego ostatniego słowa. Otóż kilka tygodni temu znalazłam w końcu gorczycę w przyzwoitej cenie. Następnego dnia, ni z tego, ni z owego, dostałam w pracy zadanie przygotowania niczego innego, a musztardy gruszkowej właśnie... Najpierw myślałam, że się przesłyszałam, ale kiedy okazało się, że ze słuchem mam wszystko w porządku, to na chwilę odjęło mi mowę. No bo jak to? Skąd się wzięła izerska musztarda w Danii? Na rozwiązanie tej zagadki musiałam chwilę poczekać, bo to był przepis szefa, a ten miał wolne. Gdy w końcu miałam okazję wywiedzieć się co i jak, okazało się, że szef poznał przepis od swojego szefa, za czasów, gdy pracował we włoskiej restauracji. Był to przepis, który tamten znał od swojej Mammy. Poszperałam  trochę i okazało się, że babcią izerskiej musztardy jest włoska mostarda. Sposobów na jej wykonanie jest wiele, we Włoszech często wykonuje się ją z kandyzowanych owoców, szef zna wersję z gotowaniem gruszek, a w wersji izerskiej gruszki się piecze. W naszej wersji rodzinnej, piecze się je w całości. A więc do dzieła!




Mostarda izerska

4-5 dużych gruszek
300 ml gorczycy
2 łyżki czarnej gorczycy (musztardowca)
200 ml octu jabłkowego
100 ml wody
kilka ziarenek ziela angielskiego
listek laurowy
kilka plasterków imbiru
kilka goździków
miód
sól do smaku

Z gruszek wydrążyć gniazda nasienne (nie obierać) i piec w 200 stopniach ok. 15 min, jeśli chcemy mieć musztardę z kawałkami owoców, lub 25 - 30 min, jeśli pragniemy musztardę o gładkiej konsystencji. W tym czasie ocet z wodą i przyprawami doprowadzamy do wrzenia i ściągamy z ognia. Po 10 minutach wyławiamy przyprawy i wrzucamy gorczycę. Pozwalamy, by nasiąknęła płynem, jeżeli jest oporna, to lekko podgrzewamy. Połowę gorczycy blendujemy z połową gruszek, kilkoma szczyptami soli i 1-2 łyżkami miodu na gładką masę, dodajemy resztę (owoce można pokroić na kilka większych kawałków) i jeszcze moment miksujemy - najlepiej na opcji pulsującej. W razie potrzeby dodajemy więcej soli i miodu, by uzyskać zbalansowany smak. Jeżeli musztarda wydaje się być mało ostra, nie należy się martwić, bo jeszcze się przegryzie.
Gorącą musztardę przekładamy do wyparzonych słoików, szczelnie zakręcamy/zamykamy, układamy do góry dnem i odstawiamy do wystygnięcia.

Dzięki dużej zawartości octu jabłkowego, który jest naturalnym konserwantem, musztarda może stać w słoikach dosyć długo, jednak dla pewności można ją jeszcze spasteryzować. Również po otwarciu nie trzeba się spieszyć z pałaszowaniem całego słoiczka.

Musztarda gruszkowa wspaniale pasuje do serów, różnego rodzaju sałatek (już wkrótce!), a zapewne również i do mięs.




Rozpisałam się dzisiaj tyle, że to aż nie przystoi. Stąd proporcjonalna ilość zdjęć do ilości słów. No i nie można pominąć kilku izerskich widoków :)





6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. no jak najbardziej musztardowo, pozostawiając lekko owocowy posmak :)

      Usuń
  2. trafia do listy tych przepisów do wypróbowania. też zafrapowała mnie u jadłonomii. u mnie wystąpiła więc grusztarda w roli zafrapowywacza po raz drugi. oby trzeci raz już był razem degustacji, a nie przypominania się tu i tam. szef zadowolony z efektów? wspaniałe zadania daje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szef zarządził zrobienie jeszcze pięciu litrów przed pójściem do szkoły ;)

      Usuń
  3. Mam 3 gruszki i reszte składników. Ide robić

    OdpowiedzUsuń
  4. Potwierdzam, świetnie sprawdza sie z pieczonym mięsem, jako sos do paluchow chlebowych, albo chipsow, omasta do cieplego pieczywa. Wiele osób boi sie, ze bedzie za słodka, czy mdla. Nic z tych rzeczy!:)

    OdpowiedzUsuń

Gâteau Marcel

W grudniu zapowiadałam przepis na ten czekoladowy cud, ale w grudniu mi to nie wyszło. Grudzień w ogóle był raczej do niczego. Kończeni...