Sezon kolacyjny u Oli uważam za otwarty.
Na emigracji bywa często tak, że ludzie ni z tego ni z owego wyruszają na poszukiwanie szczęścia do Londynu, dostają pracę w Berlinie, albo wyjeżdżają na kilka miesięcy do Ameryki Południowej.
A potem Ola nie ma dla kogo gotować...
Jednak kiedy przyjdzie czas na jakieś 'reunion', spotkanie 'po latach', radości jest bez liku!
Brakowało mi niezmiernie gotowania dla przyjaciół tej zimy, stąd wzięłam się do tego z przytupem. I chyba po raz pierwszy nie zestresowałam się i nie musiałam stać przy garach, gdy goście już przybyli. No może tylko odrobinkę, ale była ona nieunikniona.
Większość przygotowanych dań zawierała w sobie pieczone warzywa, stąd wrzuciłam wszystko hurtem do piekarnika: selera, topinambur, fioletowe ziemniaki, cebulę i danie mięsne (D. zagroził wyjściem na kebaba gdy mu zapowiedziałam, że cała kolacja będzie wegetariańska).
Zatrzymajmy się jednak na chwilę przy tych cebulach. Wspominałam nie tak dawno o szalotkach jedzonych w jeden z kopenhaskich restauracji. Tamte były nadziewane jakimś serem i orzechami, i były spalone na popiół. Przynajmniej ich zewnętrzne warstwy. Wewnętrzne warstwy były cudownie skarmelizowane i słodkie, wspaniale kontrastowały ze smakiem mocnego sera, którym były wypełnione. Teraz już nie jestem pewna jaki to był ser i które orzechy, ale swoją wersję postanowiłam zrobić z gorgonzolą i orzechami włoskimi. Za pierwszym razem użyłam szalotek i paliłam je na grillu elektrycznym, a w zasadzie urządzeniu do raclette, które dostałam na święta i miałam okazję po raz pierwszy wypróbować (raclette musiałam sobie najpierw wygooglować bo nie miałam pojęcia co to;). Można, a w zasadzie wskazane by było użycie patelni grillowej, ale ja takowej nie posiadam.
Za drugim razem, czyli w ten właśnie weekend postanowiłam spróbować, jak zachowałyby się czerwone cebule. I postanowiłam je upiec. Niestety zdjęcia mam tylko szalotek, ale opiszę oba sposoby.
Palone cebule
kilka sztuk większych szalotek/czerwonych cebul
mały kawałek sera gorgonzola (u mnie dolce) lub innego niebieskiego
kilka orzechów laskowych
Cebuli nie obierać, a umyć i wytrzeć. Przekroić wzdłuż i wydłubać środkową część, by zrobić miejsce na ser. Połówki wypełnić serem (1/2 - 1 łyżeczki) i posypać kawałkami orzecha.
Opcja A:
Grillować 10 - 30 minut (w zależności od wielkości cebuli, moje szalotki były dosyć małe), środkowe warstwy cebuli powinny być miękkie z ser stopiony. Jeżeli skorupka nie jest należycie spalona, można ją przypalić nad ogniem lub położyć na chwilę na płycie kuchennej - moja jest elektryczna i starodawna, więc nie było problemu.
Opcja B:
Cebule ułożyć w naczyniu żaroodpornym i włożyć do nagrzanego piekarnika (ok.180 stopni C) i piec 45-60 minut (czerwone cebule były większe niż szalotki). W ten sposób trochę trudniej o przypaloną skórkę, więc można je następnie wrzucić na rozpaloną płytę, lub po prostu sobie darować :)
Cebulkę wyskrobywać łyżeczką ze skorupki, lub czasem wewnętrzną warstwę można łatwo wyciągnąć z nadpalonej skorupki.
U mnie były serwowane jako przystawka, w towarzystwie musującego różowego wina - nie mam pojęcia czy to pasuje, ale nam smakowało ;)
Udało mi się w końcu czerwonej zrobić fotę, zanim została pożarta. |
świetny pomysł, musze spróbować:)
OdpowiedzUsuńpowodzenia!
UsuńKurcze nie widziałam jeszcze czegoś takiego :p
OdpowiedzUsuńSpróbuje na pewno!!
Pozdrowionka :)
moi goscie tez nie widzieli i musze przyznac, ze byli wniebowzieci :)
UsuńPiękne te cebule!
OdpowiedzUsuńa jakie pyszne ;)
Usuńwyceluję nimi w wieczorne wyżeractwo, a co! dobre o porze roku, gdy już i jeszcze nie ma nic...
OdpowiedzUsuńsluszne spostrzezenie! az chyba kolejny cebulowy post przygotuje ;)
UsuńBardzo oryginalny przepis, jeszcze się z takim nie spotkałam.
OdpowiedzUsuńpodejrzany u bardzo oryginalnych szefów kuchni ;)
UsuńOlu, ten przepis to jest absolutny hit. W sobotę zjadłam w ten sposób 5 dużych, czerwonych cebul. To mój absolutny, życiowy rekord :)
OdpowiedzUsuńno to chyba gratulacje się należą ;) super, cieszę się niezmiernie, że smakują :D
Usuń