Obiecałam ocet jabłkowy, więc w końcu jest. I przepraszam za zwlekanie, inaczej to sobie zaplanowałam. U nas sezon jabłkowy trwa, choćby ostatnio jakby z przerwami. Zaczęło padać i ja się jakoś nie mogę przekonać do wyprawy w dzicz na mokro. Wiem, że sporo mnie omija, na szczęście lada dzień będę 'zmuszona' wybrać się po nowy zapas jabłek, bo chciałabym nastawić nowy ocet. Wspominałam już kiedyś, że niedaleko nas rozpościera się bardzo ciekawa kraina, pełna wysokich traw, dzikich jabłoni i głogów. Miasto Głogów powinno się schować, bo takiej ilości głogu jak tutaj jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam ;) Jabłonek jest sporo, a amatorów na nie wcale nie aż tak wielu. Prawda to, że owoce do największych czy najsmaczniejszych nie należą, ale nam to wcale nie przeszkadza. Grunt, że znajdują się z dala od spalin i nie są niczym pryskane. Znakomicie nadają się do szarlotek czy też strudli (ja zrobiłam swój pierwszy apfelstrudel z tego przepisu, a D. prawie popłakał się ze szczęścia smakując go - było to co prawda po serii eksperymentalnych wypieków bezglutenowo-wegańskich, więc może to dlatego). W słoikach czeka mus i tarte jabłka, a ja uwielbiam jabłkowy kompot zarówno na zimno, jak i na ciepło - szczególnie gdy za oknem dżdży.
Z octem jabłkowym zaprzyjaźniłam się za czasu gotowania potraw wg terapii Gersona, był to jeden z niewielu dozwolonych polepszaczy smaku. Potem Mama zaczęła robić go w domu, a mnie udało się kilka razy podebrać butelkę czy dwie.
O occie jabłkowym napisano już wiele, dlatego nie mam zamiaru się za bardzo powtarzać. No może tylko trochę. Zawiera całkiem sporo witamin i minerałów (szczególnie ten wykonany z jabłkowych obierek - wiadomo, że wszystko co dobre znajduję się tuż pod skórką), takich jak np. witamina E, potas, wapń, fosfor czy sód jak i innych zbawiennych substancji (pektyna czy kwas mlekowy).
Dzięki temu obniża poziom cholesterolu we krwi, zapobiega nadciśnieniu i miażdżycy, jak i oczyszcza organizm z toksyn. Ostatnimi czasy stał się modny jako środek wspomagający odchudzanie, przyśpiesza również procesy trawienne (ponoć Kleopatra właśnie octowi jabłkowemu zawdzięczała swą ponętną sylwetkę). Bla, bla, bla. Można wymieniać dalej, bo to jeden z tych środków, który działa cuda. Naprawdę polecam poczytać w tym temacie. Podam tylko link do strony, gdzie podane są dolegliwości na jakie i jak zaleca się stosowanie i octu jabłkowego. Wygląda mi na to, że opracowanie pochodzi z jednej z książek dr Jadwigi Górnickiej (autorka 'Apteki Natury'), którą darzę wielkim zaufaniem jeśli chodzi o tematykę medycyny naturalnej. Co prawda nie jestem w stanie tego sprawdzić, bo książka jest Mamy i obie są daleko stąd.
Na szczęście przepis na ocet Mama przesłała mailem. Sposób przygotowania był znaleziony gdzieś w Internecie, ale nie mam pojęcia gdzie. Jest to chyba jeden z najprostszych przepisów, które można znaleźć, także mam nadzieję, że się rozprzestrzeni, ku zdrowiu wszystkich.
Domowy ocet jabłkowy
Skórki ze zdrowych jabłek włożyć do szklanego słoja, zalać osłodzoną, przegotowaną i wystudzoną wodą, w proporcji 2 łyżki cukru na szklankę wody. Zawiązać naczynie płótnem, po 3-4 tygodniach ocet jest gotowy. Ja jeszcze mieszam drewnianym patykiem, żeby skórki pływające znalazły sie też pod wodą. Inaczej to, co wystaje ponad wode pleśnieje.
To wcale nie był dobry pomysł z tym talerzykiem. |
Dowiedziałam się jeszcze, że słój powinien być raczej z tych szerokich, najlepiej taki jak na zdjęciu, nie powinien się zwężać ku górze. Chodzi o dostęp powietrza, który powinien być równomierny. Nie zmierzyłam objętości mojego słoja przed rozpoczęciem produkcji octu, ale mogę powiedzieć, że znalazłam go w Ikei. Ja użyłam zarówno obierek jak i wydrążonych środków jabłek, wypełniłam nimi słój tak do 3/5 wysokości. Moje jabłka były dosyć kwaśne, dlatego użyłam tych dwóch łyżek cukru na szklankę wody, ale jeżeli jabłka są dosyć słodkie, można użyć mniej cukru. Czytałam, że można również użyć miodu zamiast cukru. Ja użyłam ekologicznego cukru trzcinowego. Słój z fermentującym octem powinien znajdować się w ciemnym pomieszczeniu, a przynajmniej z dala od promieni słonecznych. Ja ten swój przeniosłam na okno jedynie do zdjęć. Z obawy przed tym, że zapomnę o zanurzaniu skórek i wszystko mi spleśnieje, przykryłam swoje jabłka wyparzonym talerzykiem, który utrzymywał wszystko pod powierzchnią płynu - co nie okazało się zbyt dobrym pomysłem, bo po 4 tygodniach, gdy już wszystko odcedziłam i przelałam do butelek, ocet ciągle 'chodził' i bąbelkował, widać miał za mało powietrza, żeby wszystko 'przetrawić'. Zlałam wszystko z powrotem do słoja, dodałam trochę cukru i odstawiłam. Teraz czekam, co z tego wyjdzie*. Gotowy ocet należy przechowywać w butelkach z ciemnego szkła lub też głęboko w szafce, jako że promienie słoneczne niszczą zdrowotne właściwości octu jabłkowego. Ocet sam w sobie jest substancją konserwującą, więc nie potrzebuje żadnych innych zabezpieczeń typu pasteryzacja etc. Ja używam go w kuchni dosyć często, po trochę prawie do wszystkiego, szczególnie, gdy gotuję wg Pięciu Przemian, jest on moim najczęściej dodawanym smakiem kwaśnym. Poza tym nadaje się do sosów do sałatek, marynat, zamiast cytryny do herbaty. Ja staram się pić szklankę letniej wody z łyżką octu jabłkowego przed snem i po przebudzeniu, profilaktycznie. Jeśli komuś przeszkadza smak, można dodać trochę miodu lub soku owocowego. Należy pamiętać, że jak z wszystkim, nie można z octem jabłkowym przesadzać. Ja staram się nie przekraczać spożycia 3 łyżek dziennie. Aha. Jeżeli nie ma czasu na zrobienie octu w domu, dostępny jest on także w sklepach, ale z tym należy uważać. Chodzi o to, żeby było jasno i wyraźnie napisane na butelce, że jest to ocet jabłkowy naturalny, a nie zwykły ocet o smaku jabłkowym, bo takie też są dostępne w sprzedaży. I jak wspominałam wcześniej, pamiętajcie o ciemnym szkle, bo widziałam już przebarwiony ocet jabłkowy w przezroczystych butelkach na sklepowych półkach.
No to chyba tyle, mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam. Powodzenia życzę!
* tekst edytowany 28.09.12